Rejestracja na zabiegi w Uzdrowisku Cieplice przerodziła się w poniedziałek w prawdziwy koszmar. Ale tylko najsilniejszym spośród tłumu schorowanych ludzi udało się zdobyć numerek, aby móc zażywać termalnych kąpieli i masaży podwodnych.
– Potraktowali nas jak bydło. Spędzono wszystkich w jednym dniu. Zostałam podeptana i wypchnięta z kolejki. Okazało się, że wydawane są jakieś numerki, ale ja stara jestem, to się nie dopchałam. Ci, którzy się dopchali, próbowali je później sprzedawać. Jak żyję, czegoś takiego nie widziałam – pożaliła się pragnąca pozostać anonimową niedoszła kuracjuszka.
Do tłumu pacjentów wyszedł Roman Jałako, prezes zarządu zdroju.
– Kiedy zobaczyłem jak pięćset osób tłoczy się w tym małym korytarzu przed rejestracją, a pozostali pełni emocji stoją niecierpliwie na zewnątrz, zacząłem się obawiać, że może dojść do tragedii. Musiałem wówczas podjąć decyzję natychmiastowo. Chciałem uporządkować kolejkę i zarządziłem wydanie numerków – tłumaczy Roman Jałako.
Narodowy Fundusz Zdrowia zapłacił uzdrowisku za leczenie około dwustu pacjentów w najbliższym kwartale. Chętnych było dwa razy więcej. Rozdano 200 numerków. Zarejestrowano pierwsze 50 osób. Następne będą mogły zapisać się na zabiegi w kolejnych dniach. Pozostali mogą obejść się smakiem i spróbować zaatakować zdrój za trzy miesiące.
Ludzie twierdzą jednak, że wprowadzenie numerków to niezapowiedziane i nieprzemyślane zarządzenie, o którym nikt z nich nie został poinformowany. Wielu z tych pacjentów, którzy numerka nie otrzymali udali się ze skarga do prezesa żądając rejestracji na kolejne kwartały. Bezskutecznie. Ten tłumaczył, że musi się trzymać przyjętych zasad, a wydanie dzisiaj rano decyzji o numerkach, było koniecznością.
– Jest mi bardzo przykro, że taka sytuacja miała miejsce, ale nie mogę państwu pomóc – powiedział podczas spotkania z pacjentami Roman Jałako. – Muszę przestrzegać przyjętych wcześniej zasad, a te mówią, że rejestrujemy pacjentów na dany kwartał, a nie na cały rok – dodał prezes.
Jego zdaniem rejestracja kuracjuszy na cały rok też wielu pacjentom się nie podobała. Jeśli ktoś, na przykład, uległ wypadkowi i pilnie potrzebował rehabilitacji, nie otrzymywał jej z braku miejsc rozdanych wcześniej. Kwartalna rejestracja ma takim przypadkom zapobiec.
Następne zapisy już 17 marca. Na kuracjuszy czeka około 300 miejsc. Większość pacjentów ma jednak dość ciągłego chodzenia i nocnego czekania. Wielu przeterminują się również skierowania, po które będą musieli kolejny raz iść do lekarza. Często prywatnie, bo na wizytę też czeka się miesiącami.
Moim zdaniem
Wyjazd do sanatorium, z którego wraca się jeszcze bardziej chorym niż się tam pojechało, i to jeszcze zanim terapia została rozpoczęta. Taki absurd tylko w Cieplicach zdarzyć się może. Słowo „skandal” to mało. Pacjentów z rodzimej Jeleniej Góry i okolic cieplicki Zdrój traktuje jak intruzów. W takiej sytuacji odżywają skompromitowane w latach PRL metody: całonocne kolejki, listy społeczne i numerki. Reglamentowana kuracja, która zamiast leczyć, przysparza pacjentom kolejnych schorzeń i szarga im nerwy, to oczywiście skutek nieudolnej polityki rządów lat ostatnich. Ludzie płacą składki na ubezpieczenie zdrowotne, ale ubezpieczyciel nie jest w stanie zapewnić im usług na europejskim XXI-wiecznym poziomie. Stwarza to tragiczny obraz nieznany nawet w latach Polski Ludowej, kiedy to – pomimo licznych patologii – każdy jeleniogórzanin mógł do woli wypluskać się w gorących źródłach królowej Marysieńki. I jak tu nie tęsknić za komuną?
Konrad Przezdzięk