Zgromadzonych w Świątyni Łaski w 300 lat po rozpoczęciu jej budowy powitał duch Strażnika Kościoła – czyli samego Martina Frantza, Estończyka, który miał zaszczyt zaprojektować dzieło swojego życia właśnie w Jeleniej Górze. Głosu duchowi użyczył Sławomir Mozolewski, aktor Zdrojowego Teatru Animacji, a myśl ducha przekazał Cezary Wiklik. Po takim zwierzeniu twórcy tego Domu Bożego łatwiej było przenieść się w czasy jemu współczesne: w XVII wiek, kiedy to kościół powstawał.
– To niezwykła świątynia. Dzieją się tu sprawy boskie i ludzkie – powiedział za chwilę ks. dr płk Andrzej Bokiej, proboszcz parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego oraz kustosz sanktuarium. – Te drugie staną się za sprawą Zdrojowego Teatru Animacji – dodał. Jego dyrektor Bogdan Nauka przybliżył krótko inspirację dzieła traktującego o życiu Jakuba Boehme, mistyka i szewca, a jednocześnie religijnego banitę znienawidzonego ongiś przez Kościół i wyklętego ze społeczności wierzących.
– Boehme żył na naszej ziemi. Oglądał te same góry, co my oglądamy dziś – podkreślił B. Nauka. Wyjaśnił też zamiar reżysera i scenarzysty Petra Nosalka, który pragnął – wracając do nieco zapomnianej postaci mistyka – odkurzyć niemodne dziś refleksje o poświęceniu, wierze, miłości i oddaniu sprawie. Zaproponował więc widzom „De Regeneratione…” (tytuł zaczerpnięty z jednego z dzieł Boehme) swoistą autoterapię sztuką.
„De Regeneratione” trzeba zobaczyć. Trudno bowiem opisać niepowtarzalną atmosferę w Kościele Łaski, która udziela się publiczności, kiedy gasną światła, pojawiają się dymy i zaczynają dziać się dzieła „nadprzyrodzone”, dotykające sacrum, a jednocześnie pełne prostoty właściwej osobowości samego bohatera. Jego życie wspominają Johannes Scheffler czyli Angelus Silesius (Sławomir Mozolewski) oraz Abraham von Franckenberg (Jacek Maksimowicz), przyjaciel i pierwszy biograf mistyka znad Nysy. Publiczność wkracza w ten sposób w poszczególne etapy życia Jakuba Boehme (Sylwester Kuper). W jego miłość do Katarzyny (Dorota Fluder), zabawy z dziećmi: Jakubem, Michałem, Tobiaszem i Eliaszem (Damian Olczak, Michał Baranowski, Krzysztof Patronik i Katarzyna Skóra), czy wreszcie – jego kłopoty.
Miał ich sporo, bo czuł wiarę w sposób daleki od narzuconego stereotypu. Nie bał się głosić swoich poglądów, czym popadł w niełaskę miejscowego proboszcza, pastora Gregora Richtera (Radosław Biniek). Duchowny ruga Jakuba z ambony podczas nabożeństwa. Mistyk odpłaca mu pięknym za nadobne i opuszcza z rodziną kościół. Wskutek intrygi uknutej przez pastora, Jakub obiecuje przed Burmistrzem (Marian Łagoński), że odrzuci pióro. Nie zamierza jednak zaprzestać swojej działalności.
Sprzedaje kram szewski i – jako obnośny handlarz nićmi – dalej głosi naukę Chrystusa. Popada z rodziną w nędzę, a czarę goryczy przechylają wojny religijne. Boehme postanawia wrócić do pisania, co skutkuje wyklęciem go przez pastora Richtera i wyrzuceniem z Goerlitz. Mistyk nie daje sobie rady w codzienności i – wyczerpany wyrzeczeniami – odchodzi do raju żegnany motywem przewodnim „Jutrzenki”, który na skrzypkach gra jego synek Eliasz (Kasia Skóra).
Tę prostą treść Pavel Herebrand ubrał w niesamowitą muzykę, która mocno zapada w pamięć. Mimo skromnego aparatu wykonawczego (kilkunastosobowy Wrocławski Chór Akademicki, kwartet smyczkowy, instrumenty perkusyjne i trąbka oraz oczywiście fantastyczne organy Świątyni Łaski z Zenonem Siegieńczukiem przy manuałach) świątynia aż drży w posadach przy niektórych fragmentach dzieła. Na pewno dzieje się tak dzięki mocnym głosom: Bogny von Woedtke (Sophia, czyli Boża Mądrość) - gra także przepiękne partie na flecie - oraz Sławomira Mozolewskiego. Ale też jest w tej muzyce coś niewysłowionego, tajemniczego, mistycznego.
Fundamentalne znaczenie ma treść. Wiedza wręcz transcendentalna podana w formie prostej i przystępnej. Trudno nie wynieść z przedstawienia podstawowego przesłania Jakuba Boehme tyczącego miłości do drugiego człowieka zupełnie nadprzyrodzonej i pozbawionej ziemskich uprzedzeń. Petr Nosalek przemyca ważne wskazania dotyczące wiary. Słyszymy słowa o drogach ciernistych, które miłe są Panu Bogu, o goryczy w sercu pastora Richtera, o udawanym chrześcijaństwie pełnym przepysznych gestów, ale pustym w środku.
Najlepszą recenzją tego oratorium misterium „De Regeneratione” niech będzie reakcja publiczności. Nie z jednego oka popłynęła łza, nie jeden umysł ogarnęło wzruszenie i refleksja o sensie świata i stworzenia. Kłaniającym się aktorom i twórcom podziękowano owacją na stojąco. Może ktoś zarzuci mi bluźnierstwo, ale uważam, że z tego przedstawienia można wynieść więcej niż z niejednej mszy świętej.
Było to pierwsze i zarazem ostatnie, przynajmniej w najbliższym czasie, wystawienie tego widowiska. ZTA ma w planach występy w Goerlitz pod koniec tego roku. Być może w kolejnych miesiącach uda się wrócić do przyjaznego wnętrza Kościoła Łaski. Dzieło to nie ma wszak sensu grane w tradycyjnym teatrze.
Oprócz wymienionych grali: Katarzyna Morawska, Lidia Lisowicz, Dorota Bąblińska-Korczycka, Marek Karykowski oraz Zdzisław Rec. Scenografia: Pavel Hubicka i Tomas Volkmer, dyrygent: Alan Urbanek, animacje komputerowe – Tomasz Sierpiński.