Kotlina Jeleniogórska: Uderzony klepsydrą
Aktualizacja: Środa, 15 lutego 2006, 20:51
Autor: Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
Wielkie ogłoszenia obwiniają Piotra Kruczkowskiego o to, że doprowadził miasto do upadku. - Traktuję to jako początek kampanii wyborczej - komentuje sprawę prezydent.
</b>
Anonimowy sprawca zamieszania pisze w imieniu wszystkich mieszkańców miasta, że pamiętają wszystkie przedwyborcze obietnice prezydenta i żadna z nich nie została spełniona. Wałbrzyszanie, którzy zatrzymywali się i oglądali plakat, twierdzą, że to prowokacja. - To zostało zrobione z myślą o zbliżających się wyborach prezydenta miasta. Nie zgadzam się, że Piotr Kruczkowski zupełnie nic nie zrobił dla Wałbrzycha. Rzeczywiście, przez trzy ostatnie lata nie mieliśmy wielu powodów do dumy i zadowolenia. Ale to nie może być argumentem tłumaczącym takie oszczerstwa - mówi Roman Janiszek.
Prezydent Piotr Kruczkowski przyznaje, że zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo krytycznie oceniają go mieszkańcy Wałbrzycha.
Dodaje jednak, że na doprowadzenie miasta do świetności potrzebowałby niewyobrażalnej sumy miliarda 600 milionów złotych.
- Tę sytuację traktuję jako początek kampanii prezydenckiej, brudnej kampanii. Podejrzewam nawet, kto to mógł zrobić - przyznaje Kruczkowski. Nie chce się jednak podzielić swoimi podejrzeniami.
Do tej pory nikt nie przyznał się do rozwieszania plakatów. Naturalnie, pierwsze podejrzenia padły na przeciwników politycznych urzędującego prezydenta. Jak wiadomo w tegorocznych wyborach samorządowych będą nimi m.in. Alicja Rosiak i Mirosław Lubiński. - Na pewno nie zdobyłbym się na taką formę kampanii przedwyborczej. To nie mój styl - oburza się zapytany przez nas Mirosław Lubiński. Zaprzecza także Alicja Rosiak. Inne podejrzenia wskazują na młodych działaczy Narodowego Odrodzenia Polski. - To na pewno nie my. Jestem tego pewien i ręczę za kolegów głową - zapewnia Dawid Gaszyński, przedstawiciel NOP na Dolny Śląsk.
W tej chwili sprawą zajmuje się wałbrzyska straż miejska. - Zauważyliśmy plakaty we wtorek. Mamy je wszystkie zlokalizować i udokumentować, bo są rozwieszone w niedozwolonych miejscach. Staramy się ustalić sprawcę, lub sprawców, grozi im za to rozprawa w sądzie grodzkim - tłumaczy Kazimierz Nowak, zastępca komendanta straży miejskiej w Wałbrzychu. Jeśli autorzy ogłoszenia się znajdą, prezydent może założyć im osobną sprawę z powództwa cywilnego za zniesławienie.