Kiedyś można było powiedzieć, że 8 marca wpisywał się w dzień świętowania różnych grup zawodowych. Tak obok hutników, metalowców, czy pracowników przemysłu spożywczego, fetowały także kobiety.
Ich dzień celebrowany niemal oficjalnie, choć oficjalnie nie był wolny od pracy – jak w byłym sąsiednim ZSSR. Przyznać trzeba jednak, że 8 marca wszyscy w Polsce udawali, że pracują, bo przy okazji Dnia Kobiet odbywały się mniej lub bardziej zakrapiane akademie, po których raczej nikt do pracy zdolny nie był.
– Żony i matki. Najpiękniejsze, radosne, lecz i przygaszone codziennymi troskami. Mistrzynie domowej księgowości. Najczulsze opiekunki w chorobie najbliższych. Profesorki z wyższych uczelni, robotnice fabryk, artystki na scenach dźwigające codziennie te funkcje również przy garnkach w kuchni. Wieczne marzycielki, a jednocześnie realistki potrafiące mierzyć siły na zamiary, przyjmujące rzeczywistość taką, jaka jest, bez uciekania od niej w fikcję. Polskie kobiety – to nie żart, ale cytat z „Trybuny Ludu”, która taką właśnie laurkę wystawiła kobietom w dniu ich święta u schyłku PRL. Ten sam dziennik ujawnił kiedyś, że kobiety, w dniu swojego święta, też mają głos. Czy mogą mówić w pozostałe dni – tego już nie dopowiedziano.
W ramach męskiego czynu partyjnego panie dostawały wówczas nie tylko obowiązkowy goździk, który z czasem przerodził się w tulipan, lecz także talon – na przykład na deficytowe rajstopy, lub rajstopy w naturze.
Że Dzień Kobiet nie przez wszystkich traktowany był poważnie, dowodzą niektóre publikacje. Choćby ankieta zamieszczona przez „Przekrój” w 1975 roku, a przeznaczona dla panów lubiących wyzwania. Tygodnik zaproponował mężczyznom szereg zadań, do których mieli się zobowiązać z okazji święta pań.
Wśród nich: podać żonom śniadanie do łóżka, wytrzepać dywan oraz w najbliższym roku nie mieć trzydniówki. Z wielu propozycji trzeba było wybrać trzy i to najłatwiejsze do wykonania.
Święto, podobno na pamiątkę manifestacji 15 tysięcy kobiet, które 8 marca 1908 roku w Nowym Jorku domagały się praw wyborczych i polepszenia warunków pracy, w latach 90. zaczęto uważać za komunistyczne i nieco wstydliwe.
Ale ostatnio wraca do łask, choć w bardziej sfeminizowanym wymiarze. Przy okazji Dnia Kobiet manifestują same kobiety, a swój protest feminizują podwójnie, bo choć manifestacja jest rodzaju żeńskiego, to nazwały ją po swojemu: „manifą”. Zaś była minister Magdalena Środa, która za dbanie o kobiece sprawy pobierała niemałe pieniądze, podkreśla, że manifestować trzeba, ponieważ czasy podobne są jak w XIX wieku.
Czy rzeczywiście? Obyczaj wraca także do szkół, ale uczniowie nie uszczęśliwiają już wiązankami goździków nauczycielek, licząc na dzień laby, ale myślą o wręczaniu prezentów swoim koleżankom. Też kobietom.
Wszystkim paniom internautkom jelonkowiczkom i jeleniogórzankom, wszystkiego najlepszego, nie tylko 8 marca, ale codziennie, życzy portal Jelonka.com