Sprawę opisuje poniedziałkowa Polska Gazeta Wrocławska, która zauważa, że jeszcze kilka lat temu Karkonoskie Drezyny Ręczne miały zielone światło i namaszczenie od samorządu. To stowarzyszenie uratowało fragment linii kolejowej ze stolicy Karkonoszy do Karpacza przed całkowitą dewastacją inwestując w tory i uruchamiając drezyny. Stały się one zresztą jedną z najbardziej trafionych atrakcji, co docenili sami samorządowcy przyznając wyróżnienie stowarzyszeniu.
Marzeniem twórcy KDR Rafała Gerstena była i jest rewitalizacja połączeń na całej linii do miasta pod Śnieżką. Chciał połączyć Karpacz z Mysłakowicami za pomocą drezyn. Zyskał przychylność wszystkich samorządów oprócz… karpaczańskiego. Jak tłumaczy Polskiej Gazecie Wrocławskiej Bogdan Malinowski, burmistrz Karpacza, władze miasta pod Śnieżką straciły zaufanie do drezyniarzy. I chce, aby po torowisku jeździły nie drezyny, ale normalne pociągi. Samorządowiec zamierza o to zabiegać we Wrocławiu u władz województwa.
Sam Rafał Gersten upatruje niechęci urzędu do KDR po przepychankach związanych z przejęciem budynku dworca. Został on już sprzedany, ale unieważniono przetarg, a po protestach miłośników drezyn i mieszkańców – gmina została zmuszona do zaopiekowania się stacją.
Jak odnotowuje PGWr Karkonoskie Drezyny Ręczne wraz ze Związkiem Gmin Karkonoskich zamierzają rewitalizować Kolejkę Karkonoską, co wiąże się z zagospodarowaniem przez poszczególne gminy pięciu dworców i utworzeniem samorządowych kolei. Ta inicjatywa nie zyskała poparcia Karpacza.