Policja ustala okoliczności wypadku. Najprawdopodobniej kierowca opla, około 30- letni mężczyzna, jadący w kierunku Kamiennej Góry, wypadł z łuku drogi i wjechał w jadący do Jeleniej Góry autobus z jedenastoma pasażerami. Samochód osobowy nadaje się do kasacji.
- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce mężczyzna był zakleszczony w aucie. Musieliśmy wycinać cały dach samochodu przy pomocy narzędzi hydraulicznych. Mężczyzna był przytomny i kontaktowy – mówił kpt. Tomasz Kita z Komenda Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Jaworze. - Przez pół godziny wyjmowaliśmy młodego mężczyzyę, zakleszczonego w „osobówce” - dodali nam strażacy. - Ma prawdopodobnie uszkodzą miednicę i złamaną nogę, uskarżał się też na ból ręki – twierdzili.
Autobus kursowy ma mocno uszkodzony przód i wybitą przednią szybę, przez którą wyciągani byli pasażerowie. Szczęściem, ani oni, ani kierowca nie ucierpieli w tym zdarzeniu. Pasażerowie zostali zabrani przez podstawiony autobus zastępczy. W ich wyciąganiu pomagał Paweł Żychowski, mieszkający tuż przy zakręcie.
- Usłyszałem huk, wyszedłem z domu i zobaczyłem, co się stało. Razem z kolegą pomagałem pasażerom wyjść przez przednią szybę. Wszyscy byli cali i zdrowi. Nie było żadnej paniki. Kierowca autobusu musiał jechać bardzo wolno i ostrożnie, inaczej pasażerowie pospadaliby z siedzeń – mówił Paweł Żychowski. – Przed przyjazdem służb postawiłem trójkąt ostrzegawczy. Rozmawiałem również z kierowcą opla. Był przytomny, ale miał zmiażdżone nogi. Przyniosłem mu coś do picia, a kolega rozmawiał z nim i pilnował by nie zasnął. Najbardziej przerażające było jednak to, że w samochodzie były jakieś trzy butle gazowe. Gdyby wybuchły, to ani mnie, a ni jego, ani mojego domu już by nie było – mówił mieszkaniec Kaczorowa.
Jak mówią okoliczni mieszkańcy, do podobnych zdarzeń dochodzi w tym miejscu kilka razy w roku.
- To bardzo niebezpieczne miejsce. Niektóre auta "lądują" na moim płocie - mówi Zygmunt Lewandowski, który mieszka nieopodal feralnego zakrętu.
Twierdzi, że wielu kierowców nie respektuje ograniczenia prędkości i jeździ o wiele za szybko. - Tu są potrzebne spowalniacze, przecież prawie na zakręt wychodzi droga, którą dzieci z Domu Dziecka chodzą do szkoły. Dlaczego nikt się tym nie zajmie i nie spowoduje, żeby było bezpieczniej? Na górze i na dole jest znak ograniczający prędkość do 40 km/h. I co z tego, kiedy nikt tego nie przestrzega. Ludzie jeżdżą tu jak szaleni. To kuszenie losu - mówili nam mieszkańcy Kaczorowa, z którymi rozmawialiśmy w pobliżu miejsca wypadku.
W akcji udział wzięło dziesięciu strażaków z PSP w Jaworze oraz OSP z Kaczorowa. Przyczynę wypadku oraz sprawcę ustali grupa dochodzeniowo – śledcza policji z Jawora. Obecnie pojazdy zostały usunięte z drogi i ruch odbywa się bez utrudnień.