Fani motorów ścigają się pokonując kilkanaście razy tę samą trasę po wyboistych bezdrożach o niewielkiej powierzchni. Do tej pory w Jeleniej Górze nie udostępniono amatorom takich wyczynów odpowiedniego miejsca. Postarali się o to sami zainteresowani.
Kilkunastu młodych mieszkańców Cieplic i Sobieszowa fascynuje się motocrossem od kilku lat, choć jest to kosztowna i ryzykowna pasja. Tylko niech ktoś znajdzie mądrego, który wytłumaczy tym młodym ludziom, że nie warto tym się zajmować.
Nie potrafią tego zrobić nawet rodzice, i więcej, nie mają takiego zamiaru.
– Wolę, by tym się pasjonowali, niż szukali wątpliwych rozrywek na ulicach i w zakamarkach miasta. Zresztą wiele dziedzin jest ryzykownych i grozi kontuzjami, ale uczy konsekwencji, kształtując dobre cechy charakteru: wytrwałość i nieustępliwość w dążeniu do sukcesu i życiowych celów. To się dobrze przekłada na późniejsze ich życie, kiedy zabraknie im pomocy i kontroli poczynań ze strony rodziców – mówi Aneta Woźniak – mama jednego z crossowców – Kamila.
Zaczynali od motorynek. Już wtedy konkurowali ze sobą ścigając się po ulicach, skąd jednak byli przeganiani przez przechodniów i mieszkańców. Jeszcze większe szykany spotykały ich, gdy przesiedli się na crossowe yamahy, hondy czy suzuki.
Wówczas byli ścigani przez policjantów i strażników miejskich.
Do tej pory muszą uważać na stróżów prawa, ilekroć pojawiają się na drogach bezpośrednio na motocyklach.
Maszyny crossowe nie mają homologacji potrzebnej do uczestnictwa w ruchu drogowym. Jak żużlowe motocykle są okrojone ze zbędnego oprzyrządowana (lamp, błotników itp.), by osiągać jak największe szybkości. Nie mają też numerów rejestracyjnych.
Dlatego sobieszowianie nie mogą się poruszać po publicznych drogach.
– Ilekroć udajemy się na treningi, dzięki pomocy rodziców ze sprzętem ulokowanym z busach, towarzyszą nam patrole – mówi Artur Korba. To dobra ochrona.
Mimo tych przeciwności nie zamierzają rezygnować z pasji.
– Bo czasami szaleńcza jazda po bezdrożach, pełnych niebezpiecznych niespodzianek na wyboistych i często błotnistych trasach to niesamowita frajda zapierająca dech w piersiach. To warto przeżywać po raz kolejny – mówi Tomasz Nowak.
Zła atmosfera wokół crossowców spowodowała, że zapaleńcy z Cieplic i Sobieszowa postanowili poszukać własnego miejsca do ostrej jazdy, by nie spotykać się z szykanami z tego powodu.
Znaleźli.
„Swoją” enklawę mają pomiędzy wałami cieplickimi a Sobieszowem przy Wrzosówce. Jest to teren zalewowy i dzięki temu należy nadal do miasta. Jak na razie nie ma chętnego, by kupić ten grunt i przeznaczyć na budowę, na przykład, kolejnego hipermarketu.
To nie jest jednak odpowiednie miejsce do urządzania zawodów. Trudno zaprosić też publiczność i pokazać, co się potrafi.
A zdaniem sobieszowian i ciepliczan – warto. Na motocrossie można nieźle zarobić. Zawody crossowe to wspaniała rozrywka dla kibiców i fanów ekstremalnych wyczynów na dwóch kółkach.
– Znajdą się kibice, przyjdą reklamodawcy i potencjalni sponsorzy – rozmarzają się nasi rozmówcy. Na świecie motocross to wielki biznes i potężne pieniądze.
Młodzi ciepliczanie byli małymi dziećmi, kiedy po górskich bezdrożach ścigał się Stephane Peterhansel, wielokrotny mistrz rajdu Paryż – Dakar. Słynny Francuz wygrał jedną z kategorii Międzynarodowej Sześciodniówki Motocyklowej Enduro w 1995 roku, która miała swoją bazę właśnie w Cieplicach i Jeleniej Górze
<b> Dzicy niszczą </b>
Niedopowiedzialni crossowcy powodują masowe zniszczenia przyrody na terenach Karkonoskiego Parku Narodowego, Parku Krajobrazowego Doliny Bobru i w innych chronionych miejscach. Tory crossowe przeznaczone dla tych, którzy nie chcą szkodzić naturze, są w Olszynie Lubańskiej i Siedlęcinie. Brakuje ich w stolicy Karkonoszy.