Słychać tylko: "z drogi śledzie, dziecko jedzie!". Odwracasz się a tam dzieciaki rozpędzone jadą prosto na Ciebie, lekka panika, łapanie psa na krótką smycz i schodzenie na boki, przytrzymywanie psa i in.
Czy mądrzy rodzice puszczają dzieci na sankach i jabłuszkach prosto w tłum ludzi, którzy schodzą w dół?
Jedna z turystek, Roxana, pisze:
- Jestem ciekawa jakie mają Państwo związane z tym odczucia?
Akcja skończyła się tym, że w końcu wjechali w moją koleżankę która się przewróciła razem z tymi dziećmi.
Zwróciłam uwagę mamie dzieci, że są wyznaczone miejsca na zjeżdżanie sankami na co ona powiedziała "a gdzie mają zjeżdżać jak nie tu?" - nie przeprosiła, ani nie zapytała czy wszystko w porządku. Ze 2 minuty po tym jak przewróciły koleżankę, znowu wjechały w nas i inne osoby...
Nie dało się spokojnie pogadać spacerując bo co chwilę dzieciaki (nie tylko te jedne) zjeżdżały Ci za plecami. Nie wiem jak Państwo, ale ja nie mam oczu z tyłu głowy i jeśli dzieci chcą zjeżdżać, to chyba one powinny uważać, a nie ja w panice uciekać na boki przed rozpędzonymi sankami.
Gdybym miała na to ochotę poszłabym połazić po... stoku saneczkowym. Dokładnie tak samo byłoby, gdyby latem po szlakach zaczęły zjeżdżac zza pleców rowery... Są trasy na rower, są na sanki i są szlaki dla turystów.... Co o tym myślicie?
Wszystko byłoby ok, niech sobie zjeżdżają, ale można poczekać aż nie będzie ludzi na szlaku...