Do tragicznego zdarzenia doszło 1 stycznia 2009 roku. Adam S. i jego brat Marian S. szli ulicą Sudecką, gdzie spotkali idącego z dwiema dziewczynami Łukasza K. Wszyscy byli pijani. Doszło do szarpaniny przerwanej przez policyjny radiowóz. Stróże prawa uspokoili awanturników, którzy poprosili, by – ze względu na Nowy Rok nie zatrzymywać ich – i odjechali.
Spokój był tylko pozorny. Chwilę potem pod adresem Łukasza K. padają kolejne wyzwiska ze strony pokrzywdzonych. Łukasz K. wyrywa się dziewczynie, która go trzyma i podbiega do Adama S i jego brata. Najpierw uderza S. pięściami, a kiedy ten przewraca się, zaczyna go kopać.
Całe zdarzenie obserwowali ludzie z balkonu okolicznych kamienic, którzy w mieszkaniach bawili się w noc sylwestrową. Kiedy ponownie dochodzi do bójki z jednego z budynków wybiega pozostała dwójka sprawców: Daniel Ż i Denis Ch. Podbiegają oni do pokrzywdzonych i zaczynają ich bić. W tym samym czasie Łukasz K. odbiega od tego miejsca.
Chwilę później ponownie nadjeżdża radiowóz, który zawrócił na stacji paliw przy ulicy Sudeckiej i wrócił do miejsca, gdzie wcześniej podejmował interwencję. Kiedy policja dojeżdża na miejsce pozostają tylko poszkodowani. Chwilę później na miejsce przyjeżdża pogotowie, jednak mimo szybkiej interwencji policji Adam S. nie odzyskuje przytomności i siedem dni później umiera.
Oskarżonym zarzucono, że działając wspólnie i porozumieniu z błahego powodu ukazując przez to lekceważenie porządku prawa wzięli udział w pobiciu Adama S. i jego brata Mariana. Bili ich rękami i kopali po całym ciele, w tym leżącego na ziemi w szczególności po głowie, w skutek czego Adam S. doznał poważnych obrażeń ciała i zmarł 8 stycznia. Marian również doznał poważnych obrażeń, ale przeżył. Daniel Ż. bił poszkodowanych używając założonej na palcach metalowej szyny, co nie przeszkodziło, aby mógł odpowiadać przed sądem z wolnej stopy.
Po ogłoszeniu wyroków – pięć lat i sześć miesięcy wiezienia dla Łukasza K., rok i cztery miesiące dla Daniela Ż. oraz rok dla Denisa Ch. – nie zabrakło krytyki postanowienia sądu i łez ze strony rodziny zamordowanego. – Zabrali mi ukochaną osobę, z którą żyłam 17 lat. Zabili bez powodu i dostali takie wyroki! – mówiła zrozpaczona Elżbieta Serafin, żona ofiary.
– Gdzie jest sprawiedliwość? Mąż jest w grobie, a szczeniaki wyjdą za rok czy pięć lat i będą dalej robić to samo, zabiją kogoś innego. Nigdy nie usłyszałam nawet słowa przepraszam. Jak się rozpoczynały sprawy to siedzieli sobie za tymi kratami i uśmiechali się głupkowato – dodała.