Gombrowicz. Ja, geniusz. Tom 1. Klementyna Suchanow
Wydawało się, że o Witoldzie Gombrowiczu wiedzieliśmy dużo, żeby nie powiedzieć bardzo dużo. Ja przynajmniej miałam takie przekonanie, bo były „Dzienniki”, potem „Kronos”, liczne wspomnienia. Poza tym Gombrowiczem się mówiło, powoływało się na niego, a czy rzeczywiście był czytany, czy tylko snobowano się na niego, to inna rzecz, jednak w przestrzeni kulturowej funkcjonował i mam nadzieję, że tak pozostanie. I tak trwaliśmy w błogiej nieświadomości, aż pojawiła się Klementyna Suchanow ze swoim monumentalnym dziełem i zburzyła to uspokajające przeświadczenie, bo okazało się, że mamy do czynienia z pierwszą kompletną biografią twórcy „Transatlantyku”.
|Choć bez wątpienia bohater tej opowieści jest najważniejszy, to zacznę od autorki. Zainteresowani wiedzą, że to nie jest pierwsze spotkanie Klementyny Suchanow z pisarzem. Były „Argentyńskie przygody Gombrowicza”, była tytaniczna praca przy wspomnianym „Kronosie”, no i jak wiadomo z jej wypowiedzi fascynowała się jego twórczością od dawna. I to się czuje! Tę biografię po prostu świetnie się czyta, bo jest znakomicie napisana. Suchanow znalazła klucz i metodę w tym szaleństwie, choć przypuszczam, że robota musiała być katorżniczo ciężka. Selekcja materiałów, weryfikacja informacji, sposób ujęcia to jedno, ale jak zachować tę świeżość spojrzenia i upór, żeby nie poddać się legendzie, temu, co sam Gombrowicz chciał przyszłym biografom na swój temat narzucić?
Nie będę streszczać zawartości pierwszego tomu, to nie o to chodzi. Jego układ jest oczywisty: zaczynamy od pierwszych wzmianek o przodkach (a sięgamy głęboko w przeszłość) i dochodzimy do końca drugiej wojny światowej, czyli pisarz dobiega czterdziestki. Co po drodze? Mnóstwo! Przede wszystkim postać Gombrowicza została ujęta na tle epoki, czyli mamy sytuację ziemiaństwa, a potem międzywojenną Warszawę. Parę mitów zostało wziętych pod lupę i z rozbitych kawałków wyszło co nieco innego, choćby obraz matki Antoniny Gombrowicz. Niezmienna pozostaje inteligencja, przenikliwość, umiejętność odczytywania sytuacji międzynarodowej autora „Ferdydurke”, w końcu jego wyjazd do Argentyny czymś był podyktowany. No a tam się działo...
Szczegóły w książce dostępnej w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
(KH)
Kaloszem przez czas. Przemysław Hytroś
Wystarczy bardzo deszczowe lato, spora dawka nudy, w której zainteresować może każde, najmniejsze odstępstwo od normy oraz przypominający kalosz wehikuł czasu – przygoda gotowa. Główni bohaterowie – Oliwia i Szymon, to dzieciaki jak każde inne, więc gdy poznają czasonurków – naukowca Jakuba Klekotka i asystentkę-robota Eurekę, z chęcią wsłuchują się w ich niezwykłe historie. Na samych opowieściach jednak się nie kończy, bo nagle ponownie atakuje arcywróg, baron Krystian von Bombaryn i dzieci są zmuszone do uczestnictwa w prędko następujących po sobie wydarzeniach. To początek ich podróży w czasie.
Autor zaprasza nas do kilku wypraw w przeszłość (a w opowieści Eureki do przyszłości). Wybierzemy się m.in. do epoki dinozaurów, do XVI-wiecznego Krakowa do domu słanego alchemika Michała Sędziwoja, którego uznaje się za wynalazcę kamienia filozoficznego i do pamiętnego dnia 14 lipca 1969 roku, gdy wystartowała rakieta Saturn V. Pojawią się też miejsca z innych wymiarów oraz mieszkające tam osobliwe bąblaki, firlowie itp.
Jako, że to książka z serii „wariacje na temat wehikułów temporalnych” (do podróży w czasie), jakich wiele pojawia się na rynku wydawniczym, autor nie uniknął kilku typowych powtórzeń tematu. Na stronach znajdziemy sporo humoru i przygody, jednak nie jest to najzgrabniejszy tekst. Akcja jest bardzo fragmentaryczna, opisy ubogie, a fabuła mocno wyidealizowana. Całość napisana jest w stylu tych dawnych książek przygodowych dla młodzieży, przez które na każdym kroku wyzierały naiwne uproszczenia i przez to wydają się one całkowicie oderwane od prawdziwego życia. Sztuczna uprzejmość, zbędne powtarzanie niektórych historii, zbyt rozwlekłe tłumaczenia postępków są jak najbardziej pouczające, ale współczesnemu dziecku w wieku starszym niż 12 lat ciężko będzie w nie uwierzyć.
Jest to na pewno książka bezpieczna, potępiająca złe postępki i łagodnie przedstawiająca sceny ataków przeciwników. Może to być dla dziecka wstęp do innych opowieści fantastycznych, otwierająca jego wyobraźnię na nowe niesamowitości, a przy okazji ucząca kilku ciekawostek historycznych.
Jest dostępna do wypożyczenia w dziale książek przygodowych, w Bibliotece Dziecięco Młodzieżowej Książnicy Karkonoskiej.
(mkc)