Kiełbaska Jaworska : Rzecz o specjale znad Nysy Szalonej? Grzegorz Sobel
Zabieram Was, drodzy Czytelnicy, na wycieczkę do Jawora. Tylko, że dzisiaj nie będziemy zwiedzać Kościoła Pokoju, ale usiądziemy wygodnie w Restauracji Ratuszowej, aby na obiad zamówić Jaworską Kiełbaskę.
Skąd pomysł na taki temat książki? Jak wyjaśnia autor – Dolny Śląsk, a więc i Jawor rzecz jasna, kryją w sobie jeszcze niezliczone ilości tajemnic czekających na odkrycie. A przypadek Jauerscher Bratwurst jest niezwykły. Produkt, który przed II wojną światową stał się znakiem rozpoznawalnym, nie tylko w Jaworze, potem Berlinie, gdzie zrobił zawrotną karierę, ale także poza granicami Prus bo zagościł na stołach, m.in. najjaśniejszej Rzeczypospolitej, został zapomniany całkowicie. Jak znana była Jaworska Kiełbaska? Za swój przysmak uważał ją Fryderyk II Wielki, weszła na stałe do berlińskich kulinariów, a także zawędrowała na strony niemieckiej literatury. Zresztą, to właśnie w Berlinie ugruntowała się jej pozycja kulinarna jako wspólnego dobra, zarówno dla smakoszy z górnej półki, jak i tych codziennych maluczkich przechodniów. Po zakończeniu działań wojennych, wraz z jej zawieruchą i emigracją niemieckich obywateli z terenów Jawora, zakończyła się historia kiełbaski znad Nysy Szalonej. Ciekawą sprawą jest, że zapomniano ją również nad Sprewą – jakby pamięć o niej umarła podwójnie.
A jednak, non omnis moriar – od 2018 r. Grzegorz Sobel, niesiony na fali zainteresowania tematem, przy ogromnej pomocy Arkadiusza Muły (dyrektora Muzeum Regionalnego w Jaworze) pociągnął temat i kiełbaskowy duch znowu zaczął unosić się nad miastem. Całkowitego powrotu Jaworskiej Kiełbaski miasto doczekało się dzięki Restauracji Ratuszowej, której właściciele podjęli się wyrobu i zaoferowali ją klientom. Można? No mniam, że tak.
A jaka jest sama książka? Rzekłbym: popularyzatorsko-historyczno-smakowita. Jest to i książka historyczna – przedstawiające historię produktu na tle dziejów Jawora, i kulturoznawcza – prezentująca Kiełbaskę jako zjawisko społeczne i roli, jaką pełniła dla mieszkańców, a wreszcie praktyczna – bo dwa ostanie rozdziały, to zarówno przepisy na kiełbaskę, jak i wszelka wiedza potrzebna, aby samodzielnie kiełbaskę przygotować.
Na koniec nie mogę nie wspomnieć o tym jak książka jest wydana, widać że nie oszczędzano – twarda okładka z wypukłym drukiem, w środku wszystkie strony imitują stary papier, mnóstwo kolorowych ilustracji i zdjęć. Brawa dla wydawcy (Muzeum Regionalne w Jaworze) i wydawnictwa AD REM.
Kiełbaska Jaworska cieszy oczy, umysł i podniebienie, a z „Zaproszenia na święto kiełbaski” taki oto fragment:
W małym mieście Jaworze
Mamy kiełbas całe morze!
Na jej cześć dajemy święto –
Niejednego wieprza dźgnięto.
A że pokarm ludziom służy,
Będzie Jauer ‘sche wybór duży…
(JL)
Fourth Wing. Czwarte skrzydło. Rebecca Yarros
Violet marzyła, żeb zostać skrybą. Najlepiej czuła się w ciszy biblioteki. Jednak jej maka, generała Navarry decyduje za nią. Violet, pdobnie jak jej rodzeństwo, ma trafić do Kwadrantu Jeżdźców, eliarnej szkoły wojskowej w Basgiacie, z kórej są dwa wyjścia, wojna albo śmierć.
Jako córka generały, tej która wydała wyroki śmierci na Rebeliantów, Violet staje się celem ich potomków, którzy również szkolą się na jeźdźców smoków. Delikatna i ineligentna dwudziestolatka musi używać innych, niż siłowe argumentów i mieć oczy dookoła głowy. Jej dni wypełnione są morderczą nauką, bólem i rodzącą się fascynacją. Z każdym dniem traci pewność, kto jest jej śmiertelnym wrogiem, a kto oddanym przyjacielem.
Drugą najważniejszą decyzję odnośnie jej życia podejmują smoki. Wiążą jej los z książkowym bad boyem o idealnym ciele. Tymczasem na granicy słabną bariery ochronne…
To moje pierwsze Romantasy. Na szczęście wątki romansowe i erotyczne nie zdominowały fabuły. Czwarte skrzydło to opowieść o sile determinacji, o bolesnym dążeniu do celu i nie poddawaniu się, nawet jeśli wszystko dookoła sugeruje, że walka nie ma sensu.
Pierwsza część cyklu opiera się na typowych schematach, w wielu fragmentach fabuła jest przewidywalna, mimo to trudno się od niej oderwać. To z pewnością zasługa autorki i jej talentu do budowania napięcia. Dla mnie to była przyjemna i lekka lektura, pomijałam fragmenty erotyczne, według mnie zbędne.
Książka wygrała w plebiscycie czytelników lubimyczytac.pl w kategorii Romantasy Książka Roku 2023. Dostępna jest w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
(KK)
Krzyżyk niespodziany. Czas Goralenvolk. Bartłomiej Kuraś, Paweł Smoleński
Wędrując szlakiem przez Dolinę Gąsienicową w Tatrach w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego, aby wspiąć się lub chociaż podziwiać niezwykły widok na Orlą Perć, po drodze miniemy głaz z wyrytym znakiem swastyki, upamiętniający Mieczysława Karłowicza, który zginął w lawinie i został znaleziony niedaleko tego miejsca. „Na Podhalu krzyżyk nazywano niespodzianym, bo pierwotnie umieszczano znak gdzieś w ukryciu, tak że jego odkrycie zaskakiwało. Przetrwał pod Tatrami w swej starożytnej roli talizmanu – by płoszyć zło chcące się zagnieździć w chałupie. Etnografowie nie do końca wiedzą, skąd krzyżyk wziął się na Podhalu. Może przywędrował jeszcze w okresie osadnictwa wołoskiego? Z czasem zaczął się pojawiać w bardziej widocznych ornamentach. Wtedy nikt na Podhalu nie spodziewał się, jakiego znaczenia nabierze hakenkreuz po 1939 roku i jak zostanie wykorzystany przez hitlerowców.”
No i mimo talizmanu zło i tak się zagnieździło. Goralenvolk, germanizacyjny projekt nazistów, góralsko-niemieckie porozumienie, przeszedł do historii jako największa zorganizowana polska kolaboracja z III Rzeszą. Ale, jak udowadniają autorzy książki, nic, a już z pewnością nie historia, nie jest takie proste, jakby niektórzy chcieli zobaczyć. Obok zdrady są przykłady konspiracji, niebywałego wprost poświęcenia tatrzańskich kurierów; jest strach, bieda, wywózki z Podhala, okryta złą sławą, najmroczniejsza katownia gestapo – willa „Palace” w Zakopanem. Pozostały tajemnice. W jakim celu spotykali się tutaj funkcjonariusze gestapo i NKWD? Co stało się z głównymi postaciami Goralenvolku, choćby z Witalisem Wiederem – przedwojennym kapitanem Wojska Polskiego i prawdopodobnie agentem Abwehry, do dziś nie wiadomo nawet jak wyglądał. Są rodziny góralskie, które musiały uporać się z tą niechlubną spuścizną.
Nie wiem, czy film „Biała odwaga”, który właśnie trafił do kin, odpowiada na te i inne pytania, ale już wiadomo, że wzbudził emocje, kontrowersje i gorące dyskusje, dlatego tym bardzie warto sięgnąć po książkę. O dziennikarskiej uczciwości zmarłego w ubiegłym roku Pawła Smoleńskiego nie trzeba przekonywać, a urodzony w Zakopanem, w góralskiej rodzinie i zakochany w Tatrach Bartłomiej Kuraś nie boi się żadnej prawdy o swoim Podhalu.
Fascynujący reportaż, również z tego powodu, że pokazuje, jak chętnie ubraliśmy górali w cepeliowskie stroje, przystroiliśmy, niczym choinki, kapelusikami z piórkiem i ciupagami, nie chcąc dostrzec, z jakimi szekspirowskimi dylematami i dramatami musieli się zmierzyć.
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
(KH)
Dom wielu dróg. Diana Wynne Jones
To już trzecia część serii, którą rozpoczął sławny „Ruchomy Zamek Hauru”. Od wydarzeń w „Zamku w chmurach” minęły prawie dwa lata. Tym razem poznajemy zaczytaną, nieprzyzwyczajoną do obowiązków i nieco kapryśną Charmain. Gdy dziewczyna dostaje propozycję opieki nad domem czarnoksiężnika Williama, jej stryjecznego dziadka, widzi w tym szansę na wyrwanie się spod skrzydeł nadopiekuńczych rodziców. Okazuje się, że dom jest w koszmarnym stanie, a posprzątanie całego bałaganu utrudnia brak kranów i bunt koboldów. Mamy więc ponownie temat porządków, w których światełkiem w tunelu jest Peter, niespodziewanie pojawiający się w domu uczeń czarnoksiężnika. Jako że nie przejawia on szczególnego talentu magicznego, a Charmain nie zna się na magii, nie wróży to najlepiej powodzeniu ich misji. Nie będzie to jednak jedyne wyzwanie, bo na odnalezienie czekać będzie również królewskie złoto.
„Dom wielu dróg” klimatem zbliża się bardziej do powieści przygodowo-kryminalnej, w której magia jest jedynie dynamizującym dodatkiem. Nie zabraknie królewskich intryg i planów przejęcia władzy, choć związane z tym zagadki dość łatwo da się przejrzeć.
Wydanie estetyczne, okładka oszczędna w kolorach i dobrze przemyślana (szczególnie ładnie prezentują się na niej kwiaty hortensji, jednak poprzednie dwie koncepcje podobały mi się bardziej. Tak jak w II tomie główne postacie znane z I tomu (Sophie, Hauru i Kalcyfer, a także Morgan) pojawią się dopiero później, w dodatku niektóre ponownie „zamaskowane” odpowiednimi czarami. Trzeba jednak przyznać, że przy trzecim tomie format został dość mocno wyczerpany i różne niezwykłości już nie bardzo zaskakują czytelnika. Odmianą jest wprowadzenie rasy pracowitych, magicznych stworzeń – koboldów oraz paskudnych, złowrogich lubboków i ich potomków – lubbokinów.
„Dom wielu dróg” to przyjemna książka do poczytania, z kilkoma zwrotami akcji i (co wcale nie dziwi) mocno żenującym zachowaniem Hauru. Treść czasami wywoła uśmiech na twarzy, czasami wyraz obrzydzenia, jednak odradzam czytelnikom, którzy oczekują porywającej akcji.
Całą trylogię można znaleźć w Bibliotece Dziecięco-Młodzieżowej Książnicy Karkonoskiej, znajduje się na półkach w dziale literatury fantastyczno-realistycznej. Zapraszamy do wypożyczania!
(mkc)