Grupa Wydawnicza Publicat podarowała nam kilka książek. Wśród nich znalazła się trzecia część sagi sokołowskiej Agnieszki Kuchmister „Jaśmina od snów”.
Ale nie da się opowiedzieć historii córki Florentyny, bez nawiązania do losów jej matki. Dlatego dziś kilka słów o pierwszej części wspomnianej sagi, wydanej przez Wydawnictwo Książnica należące do Grupy Wydawniczej Publicat.
Wydawnictwo "Książnica" specjalizuje się w literaturze dla kobiet. Oferuje swoim czytelniczkom niezwykłe i poruszające opowieści o ludzkich losach. Wśród wydawanych książek odbiorcy znajdą zarówno tytuły skłaniające do głębszej refleksji, jak i takie, które pozwolą oderwać się od rzeczywistości, zapewniając dobrą rozrywkę.
Florentyna od kwiatów. Agnieszka Kuchmister
W 1918 roku wśród kwiatów sokołowieckiej miedzy rodzi się Florentyna, dziecko niespodzianka w rodzinie nie najmłodszych już Jodełki i Mateusza. Dziewczynka od dzieciństwa jest inna, skupiona na pytaniach egzystencjalnych, głęboko odczuwająca przyrodę, zwłaszcza las. Miejscowi uznali, że to dziedzictwo po Jodełce, która została znaleziona w lesie. Florentyna, szukając odpowiedzi na nurtujące ją problemy, odwiedzała Jutrowoja, starca, pustelnika, co znał się na gwiazdach i miał tyle lat co nikt. Starzec odpowiadał jej pytaniami na pytania, jak to w baśni.
Dziewczyna odkryła swoje powołanie, stała się Florentyną od kwiatów, niebieszczyły się w jej ogrodzie cały rok. Pomagały ludziom. I tak wśród mniejszych i większych cudów mijało życie w Sokołowie. Aż przyszła wojna i jak u Tolkiena, zło zaczęło rosnąć w siłę, spersonifikowało się w nadprzyrodzony sposób, las stał się miejscem niebezpiecznym… Straszne rzeczy się działy, potem nikt nie chciał do tego wracać, nawet Florentyna, której celem stała się pomoc. Wojna się skończyła, wrócili mężczyźni, żywe ciała z martwymi duszami. Zaczęły rodzić się dzieci, Florentyna doczekała się 3 córek. Wszystkie, zdaje się, przejęły babcine geny. Odstają od rówieśników, są inne, zwłaszcza Nadzieja.
Akcja powieści Agnieszki Kuchmister rozgrywa się w Sokołowie, wsi, która trwa obok wielkich wydarzeń. Jej mieszkańcy, niczym wyrwani z filmów jana Jakuba Kolskiego, snują swoje losy, wsparci o czucie i wiarę. Wiarę w pannę ze studni, czary nocy świętojańskiej i św. Dionizego. Czują silną więź z przyrodą, to ona ustala rytm ich życia, daje, ale i zabiera. Natura czasem wymyka się logice, ale nikt z tym nie dyskutuje. Jest, jak jest. Baby plotkują, chłopy piją, a ciekawskie dzieci odkrywają tajemnice.
Dla mnie głównym bohaterem tej powieści jest czas i przemijanie. Czas, który jest albo go nie ma i przebrzmiewanie wywołujące tęsknotę za dzieciństwem i jego baśniami, nawet jeśli są one straszne jak te braci Grimm. Za magią dni młodych, kiedy dobro i zło łatwo było odróżnić, kiedy przychylny las pomagał i było bezpiecznie, jak w szklanej kuli. W Sokołowie między wojnami. Oni wszyscy wciąż tam są, jak drewniane figurki w domku.
Autorka maczała pióro w tolkienowskim Śródziemiu, w świecie słowiańskich wierzeń, w leśnych opowieściach Wohlebbena i w dziecięcej naiwności, sentymentalnej, kiedy patrzy się na nią z dystansu.
Książka na dwa wieczory, sny mogą być potem niespokojne. Polecam, chociaż dla mnie za dużo rodzynek w cieście. Wątków wystarczyłoby na co najmniej dwie książki.
PS. Przypomniałam sobie jak wspaniały jest zapach domowej, wiejskiej jajecznicy.
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
JJ
Czy w Karkonoszach straszy? Tomasz Szyrwiel
– O, nie! W takie wariactwo to my się bawić nie będziemy. Niech to zdanie nie zwiedzie Was ani nie zniechęci. Nie jest to także jednozdaniowa recenzja polecanego dzisiaj zbioru wspomnień Tomasza Szyrwiela – fotografa i autora znanego Wam zapewne cyklu „Bestiariusz Jeleniogórski”. Słowa te wypowiada sam autor w jednej z opowieści pt. „Lis” polecanego zbioru, kiedy będąc w Karkonoszach, przyszło mu zmierzyć się z… czymś czego on sam racjonalnie wytłumaczyć nie potrafi.
Dziewięć dziwnych i niepokojących historii, które przeczytacie w tym zbiorze przydarzyło się autorowi, najczęściej podczas jego fotograficznych wypadów, w różnych miejscach naszej kotliny i Karkonoszach, ale także w jego rodzinnych stronach. Ciarki przechodzą mnie za każdym razem, kiedy powrcam do czytania „Czy…” , zwłaszcza, że mnie samemu dwie czy trzy podobne historie się przytrafiły. Przede wszystkim dzielę z autorem dwa przekonania – pierwszy, że to spotkany, najczęściej w „nieludzkich” godzinach człowiek powinien być dla nas znakiem ostrzegawczym (Nie zmarłych, a żywych się lękaj, jak ostrzegał autora jego dziadek) oraz drugi, że cisza w naturze nie jest czymś, eufemistycznie mówiąc, pożądanym.
Nie chcę odbierać Wam przyjemności czytania i opowiadać pokrótce każdą historię, w każdym razie, spodziewać się możecie dziwnych dźwięków, niechcianych toważyszy podróży, tańczących dam na szczycie Śnieżki i innych nieracjonalych wydarzeń. Jestem pewien, że 125 stron pochłoniecie w jeden wieczór.
A, i jak już jesteśmy przy godzinach bliżej wieczornych – bądźcie uważni wracając do domów, czy to w piątkowe popołudnie czy z weekendowej wyprawy w góry. Może na drodze minie Was Tomek Szyrwiel na rowerze; gorzej, jeżeli będzie to starszy mężczyzna pytający Was o drogę do Łomnicy.
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
NajlePSI przyjaciel. Ilona Łepkowska
„NajlePSI przyjaciel” Ilony Łepkowskiej to przepiękna opowieść o relacji pomiędzy człowiekiem a psem. Pełna ciepła i mądrości jest obowiązkową pozycją dla wszystkich miłośników czworonogów. Dzięki niej najmłodsi czytelnicy zrozumieją psie zachowania oraz bezgraniczną miłość jaką obdarzają się pies i jego właściciel. Sama książka napisana jest z psiego punktu widzenia, dzięki czemu tryska humorem i energią, na sam koniec zaś poruszy nawet najbardziej zatwardziałe serca, gdyż zaznajamia dzieci z tematem śmierci.
Głównego bohatera – Irma, teriera rosyjskiego, poznajemy chwilę po jego narodzinach, gdzie wraz z grupką braci i sióstr spędza całe dnie w kojcu. Pewnego dnia pojawia się ONA, jego przyszła właścicielka i zabiera go do nowego domu. Irmo opowiada nam o wszystkich zdarzeniach, dzięki którym poznajemy przyczynę psiego kładzenia się na naszym łóżku, szczekania na inne zwierzęta oraz tarzania się w różnych, niekoniecznie ładnie pachnących, rzeczach. Ale przede wszystkim terier opowiada o swojej bezgranicznej psiej miłości do swojej pani.
„(…) - Jeśli jeszcze raz wytarzasz się w krowiej kupie, to …
To co? Byłem ciekawy, ale Pani nie dokończyła. Krowia kupa – źle. A inna kupa? Albo taka pięknie pachnąca zdechła żaba? Czy w niej mogę?
- I w niczym innym śmierdzącym też nie wolno! Rozumiesz?!
Rozumiałem. Ale byłem bardzo rozczarowany. Przecież Pani pryska się perfumami i chociaż ja tego nie lubię, to jej nie zabraniam! A zdechła żaba i krowia kupa to są moje perfumy!(…)”
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej
(AS)
Pamiętniki Hadriana. Marguerite Yourcenar
„Pamiętniki Hadriana” były swego czasu sensacją wydawniczą, autorce przyniosły zasłużone uznanie i światowy rozgłos, a nas przenosiły w odległy świat starożytności, który nieoczekiwanie stał się dużo bliższy. Ale potem pojawiły się inne ważne powieści, a jeszcze później nastały kolejne literackie mody i Hadrian ze swoją epoką odpłynął w czytelniczy niebyt. Szkoda, ale pewnie tak będzie, dopóki ktoś nie odkryje tej książki na nowo i nie zachwyci się nią na swoim szeroko odbieranym blogu czy profilu facebookowym. Dobrze by było. Ja zbierałam się do niej długo, a potem jeszcze trochę trwało, zanim się przestroiłam na właściwy odbiór: takie czasy, jak coś nie toczy się szybko, to nasz umysł wariuje, nie wie, co ma z tym zrobić.
Nie mogłam znaleźć właściwego klucza, ale wiedziałam, że jest. Teraz sama pukam się w głowę z politowaniem i niedowierzaniem, bo nie sposób zrozumieć początkowego oporu, który zresztą nie wiadomo w którym momencie przeszedł na drugą stronę lustra, czyli w odkładanie na później doczytania ostatnich akapitów, aby odwlec moment rozstania się z książką. Tak jak nie potrafię wskazać, kiedy przestałam myśleć o „Pamiętnikach” jako powieści stworzonej przez współczesną pisarkę, a zaczęłam odbierać jako autentyczny głos z przeszłości. Ale to jest właśnie siła literatury.
Z „Zapisków” dołączonych przez autorkę wynika, że nosiła się z tematem przez wiele długich lat. Szukała, zmagała się z materią, porzucała zamysł, aż wreszcie znalazła ten krystaliczny ton. Fascynującą ją postać cesarza Hadriana przedstawia nam jego własnymi słowami. Borykający się ze śmiertelną chorobą władca, opowiada lub raczej spowiada się ze swego życia, a adresatem tych słów jest jego wnuk, młody jeszcze Marek Aureliusz. No i teraz co kto chce, bo bogactwo tej powieści jest nieprzebrane.
Wnikliwa analiza, rys psychologiczny niezwykle inteligentnego człowieka, który przed objęciem władzy pełnił wiele ważnych funkcji publicznych, a jako cesarz zapisał się w annałach jak mało kto, w końcu należał do dynastii Antoninów, których panowanie uznano za złoty wiek Rzymu. Powieść historyczna? Proszę bardzo! Przyjrzymy się jak wygląda ten fascynujący, a tak trudny do oddania i uchwycenia czas, gdy jeszcze trwa prosperita, w tym przypadku Cesarstwa Rzymskiego, i tylko uważne oko dostrzeże pierwsze symptomy zmierzchu, bo głupcy bawią się jak zawsze. A jeżeli kogoś zniechęca forma powieści, to kto wie, czy dla „Pamiętników Hadriana” nie pasuje bardziej sformułowanie esej i to z dopiskiem filozoficzny, w końcu to okres późnego stoicyzmu. A może najprawdziwsze jest to określenie o bardzo osobistym wizerunku, żeby nie powiedzieć intymnym portrecie rzymskiego cesarza, zakochanego w kulturze greckiej i pewnym chłopcu, którego śmierć odebrała radość wszystkiego.
Zapraszamy do korzystania ze zbiorów Książnicy Karkonoskiej, takie książki na Was czekają.
(KH)