Problem wraca jak bumerang co roku. Nieskutecznym straszakiem okazała się nawet groźba utraty dopłat z Unii Europejskiej dla tych rolników, którzy wypalają swoje pola.
– Kłopot w tym, że nie sposób złapać takiego człowieka na gorącym uczynku. Najczęściej tłumaczy, że zauważył ogień i przyszedł go ugasić – mówią pożarnicy.
Płonące łąki to nie tylko cios dla przyrody. Niszczona jest gleba i drobne organizmy w niej żyjące. Tracą w ten sposób pożywienie ptaki. Zagrożone są też inne zwierzęta, choćby zające, które na łąkach mają swoje nory. Dym powoduje także zabójcze toksyny, które dostają się do powietrza.
– Stanowi spore zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego – mówi podinsp. Maciej Dyjach, naczelnik jeleniogórskiej drogówki. Dym ogranicza widoczność, co może być powodem wypadków.
Zwyczaj podpalania łąk i pól przywieźli ze sobą osadnicy ze wschodu. Do dziś ludzie ze wsi są przekonani, że w ten sposób użyźnia się glebę.
Jak podkreślają strażacy, nie tylko rolnicy są podpalaczami. – Coraz częściej to zwykli wandale, którym podłożenie ognia pod wysuszoną po zimie trawę sprawia po prostu przyjemność – usłyszeliśmy.
To właśnie oni podpalają nieużytki leżące w granicach miasta. Ostatnio spowodowali pożar łąki przy estakadzie na ul. Jana Pawła II. Kiedy poprawi się pogoda, na pewno będą palić łąki przy gliniankach w okolicach ulicy Wolności i w wielu innych miejscach.
Straż pożarna przestrzega, że w przypadku złapania chuliganów, będą oni musieli zwrócić koszty ewentualnej akcji gaśniczej. A nie są one małe. Wyjazd do pożaru kosztuje od kilkuset do kilku tysięcy złotych.