– Niech jakiś urzędnik wsiądzie na wózek i przekona się, co się czuje przejeżdżając przez miasto! – grzmią mieszkańcy, którzy nie mogą poruszać się o własnych siłach. Takie i podobne dolegliwości ma 17 procent jeleniogórzan. 30 procent obiektów publicznych jest dla niech niedostępnych.
Nie wjadą na pocztę główną, nie obejrzą sztuki w teatrze, będą mieli kłopot nie tylko z dotarciem do niektórych urzędów, lecz także z przejechaniem przez zbyt wysokie krawężniki. Nawet podczas remontów nikt ich nie obniża zapominając o ludziach niepełnosprawnych.
– Samorządowcy z kadencji na kadencję obiecują, że będzie lepiej. Tymczasem przeszkód dla niepełnosprawnych przybywa – mówią zainteresowani.
Stanisław Schubert, prezes Karkonoskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych, bije na alarm. Siedemnaście procent mieszkańców miasta dotkniętych jest dolegliwościami, które utrudniają im normalne życie. Zamiast likwidować stojące przed nimi bariery, miasto je piętrzy.
W 2003 roku KSON przekazał do urzędu miasta mapkę, na której zaznaczone zostały istniejące bariery komunikacyjne. Od tamtego czasu niewiele zrobiono, by zmodernizować 30 miejsc, które zostały uznane za najbardziej newralgiczne i zagrażające życiu ludziom jeżdżącym na wózkach inwalidzkich, niedowidzącym czy niesłyszącym.
– Miasto odrzuca ludzi chorych, tak jakby nie miało obowiązku opieki nad nimi – mówi Zbigniew Kijowski, jeden z niepełnosprawnych. – Wystarczy wsiąść jeden dzień na wózek czy założyć okulary z nieprzezroczystymi szkłami, by przekonać się, czym to grozi i jak my się czujemy. Chodniki mają wysokie krawężniki, przez które przedostanie się zajmuje mi czasami kilkanaście minut. W większości sklepów nie można podjechać wózkiem. Nawet urzędy nie mają dla nas takich podjazdów, nie mówiąc już nawet o przychodniach czy pogotowiu – dodaje pan Adam. W jego opinii Jelenia Góra jest na czołowym miejscu, ale mało chwalebnym: tworzy najwięcej przeszkód dla niepełnosprawnych.
Centrum miasta. Ratusz, a niemal naprzeciw przybudówki, gdzie pracuje armia urzędników, schody. Nawet nie ma oznaczenia ostrzegającego przed stromym i niewygodnym zejściem. Inwalida niedowidzący ryzykuje upadkiem i poważnymi urazami. Wózkowicz nie ma szans, aby to miejsce pokonać. Ale nawet objazd nie jest łatwy. – Wybrukowanie kostką ulic starego miasta to fatalny pomysł – przekonywał Leszek Karbowski, prezes oddziału Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem. Wie, co mówi, bo sam jeździ na wózku. Do przybudówki wprawdzie wjedzie, ale już na piętro się nie dostanie. W obiekcie nie zainstalowano windy. Podobnie jest w urzędzie przy ul. Sudeckiej.
Czasami wystarczy niewiele. Trochę farby i dobrych chęci. Ale nawet na to nie stać miejskich włodarzy.
– Niewidomy może namacać schody laską. Niedowidzący takiej laski nie posiada – mówi Stanisław Schubert, który sam jest inwalidą wzroku. – Prosiliśmy władze o uzupełnienie tego oznakowania, proponowaliśmy nawet, że sami to oznakujemy z pomocą naszych wolontariuszy za cenę potrzebną na zakup pędzli, farby czy taśmy. Powiedziano nam, że wykonają to pracownicy firmy, która wygrała przetarg na pomalowanie pasów w mieście. Do tej pory jednak nie oznakowano zejścia po schodach przy placu Ratuszowym.
Mimo przeprowadzonego w Miejskim Zakładzie Komunikacyjnym szkolenia, kierowcy wciąż bywają chamscy w stosunku do mniej sprawnych pasażerów, którzy potrzebują więcej czasu, aby wejść lub wyjść z autobusu.
– Pewien kierowca nie dość, że nie podjechał pod krawężnik w odpowiedni sposób, by ludzie o kulach czy na wózkach mogli wejść do autobusu, tylko stanął kilkanaście centymetrów od chodnika, to jeszcze po zwróceniu mu uwagi wyzwał mnie mówiąc, że mam spier..., bo on jest spóźniony. Oczywiście zgłosiłem to dyspozytorowi – opowiada Stanisław Schubert.
Nawet ci szczęśliwcy, którym w pokonywaniu barier codzienności pomaga specjalnie przystosowany samochód, mają problem, kiedy chcą, na przykład, zaparkować.
– Miejsc z „kopertami” w mieście jest jak na lekarstwo, a poza tym każdy staje tam gdzie chce zajmując przeznaczoną dla niepełnosprawnych przestrzeń – mówi Elżbieta Kircz.
Wiele do życzenia pozostawia również sygnalizacja dźwiękowa dla osób niedowidzących na przejściach dla pieszych. Albo w ogóle jej nie ma, albo jest ona niemal niesłyszalna.
– Często stoję i czekam na pozostałych pieszych, aż zaczną przechodzić – mówi Marek Głowacz. – Boję się przejść szczególnie przez obwodnicę koło kościoła na Zabobrzu. Po prostu niedowidzę, a często kierowcy patrzą na mnie jak na pijaka czy jakiegoś głupka – dodaje.
O morzu kłopotów dowiedział się podczas spotkania z KSON prezydent miasta Marek Obrębalski. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy by tą sytuację zmienić – powiedział.
Od słów do realizacji jednak długa droga, choć członkowie Karkonoskiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych potwierdzają, że władze miasta już przymierzają się do burzenia barier i współpraca przebiega dość owocnie.
Urzędnicy usprawiedliwiają się, że przez lata zbudowano bariery, których zburzenie wymaga sporego nakładu pracy i czasu. Niechętni do adaptacji pomieszczeń dla niepełnosprawnych są także prywatni inwestorzy.
Problem jest aktualny od dawna, a przez ten okres mogliby pomóc te bariery zlikwidować.
<b> Czarna lista barier </b>
przejście przez tunel na ulicy 1 Maja
zejście z wiaduktu przy ul. W. Pola na ul. Drzymały
zejście ulica Górną,
większość kościołów
Teatr Jeleniogórski
zejście do biblioteki i Dolnośląskiego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli
schodki przy ul. Jasnej na Podwale
parki miejskie
gmach poczty głównej przy ul. Pocztowej
sklep EMPiK-u przy ul. 1 Maja
piętro w delikatesach D&D przy ul. Szkolnej
większość autobusów MZK
piętra przychodni przy ul. Bankowej
i wiele innych, na które zabrakłoby miejsca w artykule, ale Wy możecie wskazać je w komentarzach.