Dolny Śląsk: Zdradliwa pogoda
Aktualizacja: Środa, 15 lutego 2006, 20:07
Autor: Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
Jest piątek, godzina 4.30 nad ranem. 104. kilometr autostrady A-4 koło Wądroża Wielkiego na trasie Legnica-Wrocław. Jezdnia bardzo oblodzona. Wielka cysterna do przewozu gazu wraca z Gostnicy nad granicą do Odolanowa na Górnym Śląsku. Tuż za nią jedzie rejsowy autobus z 25 pasażerami i dwoma kierowcami, wracającymi z Niemiec na Górny Śląsk. Za autobusem sunie citroen xara z Krakowa.
- Prawdopodobnie kierowca cysterny przyhamował, żeby nie wpaść na jadącego przed nim busa - tłumaczy brygadier Jan Serafin, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Jaworze.
- Jednak droga była bardzo śliska i naczepę obróciło o 180 stopni.
Widząc to kierowca autobusu, w ułamku sekundy podejmuje decyzję, aby ominąć cysternę. Zjeżdża na pobocze. Ale tam jest ślisko i pojazd zsuwa się do rowu. To samo spotyka sunącego z tyłu citroena.
Bernard Unios wracał od rodziny w Niemczech do Raciborza. Drzemał. - Ocknąłem się, gdy autobus zjeżdżał już do rowu - opowiada. - Kiedy zatrzymaliśmy się, ktoś wybił otwór w dachu, przez który zaczęliśmy wychodzić.
Zaraz po tym przyjechało pogotowie i straż pożarna.
- To, co zobaczyliśmy, było przerażające - mówi aspirant Wojciech Bodnar z jaworskiej straży. - Z jednej strony ociekający krwią ludzie, a tuż obok cysterna, z której baku wylewało się paliwo. Gdyby doszło do wybuchu, ci ludzie zginęliby. Dopiero później kierowca powiedział nam, że wracał do bazy bez gazu. Ale w cysternie zawsze są groźne opary - dodaje.
Strażacy wycięli otwór w dachu autobusu. Wynieśli z niego pięciu podróżujących tym pojazdem inwalidów. W citroenie ranne zostały dwie osoby. Kobieta, która prowadziła samochód, wyszła z opresji bez szwanku.
- To wyglądało paskudnie
- mówi aspirant Bodnar. - Auto miało wgnieciony dach. Aż wierzyć się nie chce, że jadący nim ludzie nie zostali ciężko ranni.
Karetki zabrały do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy sześciu pasażerów i kierowcę autobusu oraz dwie osoby z citroena.
- Nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń - informuje Mirosław Gibek, dyrektor szpitala. - Na oddziale ortopedii zostali starsza kobieta i mężczyzna, zaś na chirurgii jeden z pasażerów autobusu. Pozostali, po opatrzeniu, zostali zwolnieni do domu.
Anna Białek z Jastrzębia Zdroju ma pobijaną twarz, a na szyi gorset ortopedyczny. - Każdego roku kilka razy wracam tą trasą od rodziny - mówi. - Nigdy nie uczestniczyłam w żadnym wypadku. Teraz martwię się, jak dostanę się do domu.
Po wypadku strażacy przewieźli zziębniętych pasażerów do komendy w Jaworze. Tam wszyscy dostali ciepłe koce i napoje. Po kilku godzinach firma przewozowa przysłała drugi autobus, który zabrał ich do domu. Cysternę około godz. 10 odholował samochód pomocy drogowej. Po 14 dźwig wyciągnął rozbity autobus.
- Prawdopodobnie kierowca cysterny nie dostosował prędkości do warunków na drodze i wpadł w poślizg - mówi Andrzej Błaszczak z jaworskiej policji. - Kierowca autobusu próbując go wyminąć, wpadł do rowu. Obaj byli trzeźwi.
Zbigniew Augustyniak, kierownik Rejonu Dróg w Legnicy, zapewnia, że chwilę przed wypadkiem droga została posypana solą. - Warunki były jednak bardzo trudne. Gołoledź powodowała opadająca mgła - wyjaśnia. - Tuż przed miejscem zdarzenia kierowcy z jednopasmowej drogi wjeżdżają na dwupasmową i natychmiast naciskają pedał gazu - dodaje.
Jerzy Sarnat, szef policji autostradowej w Legnicy:
Rzeczywiście, na tym odcinku drogi trzeba bardzo uważać. Teren jest zalesiony, a zawirowania powietrza powodują, że droga szybko pokrywa się lodem. W ubiegłym roku z tego powodu doszło tam do dwóch podobnych wypadków. Inna sprawa, że w tym miejscu powinno być szersze pobocze i większe bariery energochłonne. Gdyby tak było, prawdopodobnie kierowca autobusu zdążyłby uciec. Już poinformowaliśmy zarządcę drogi o tym problemie.