Trudny dla aktora, ale przyjemny dla widza monodram to obraz człowieka pozornie szczęśliwego, o wysokiej pozycji społecznej – muzyka w państwowej orkiestrze. Z początku pewny siebie, wyolbrzymiający pozycję kontrabasisty w orkiestrze, ale z czasem (z każdym kolejnym drinkiem) tracący pewność siebie, ujawniający demony towarzyszące jego egzystencji. - To jest cała psychodrama, bo to jest wizyta u psychoanalityka i to tak wygląda. Człowiek otwiera się właściwie przed samym sobą. Najtrudniej chyba jest spojrzeć w głąb samego siebie i dostrzec wady. Ten facet (kontrabasista – przyp. red.) jest totalnie zakompleksiony. Każdy ma jakieś kompleksy i w większości przypadków nie potrafimy sobie z nimi poradzić – opowiada Krzysztof Rogacewicz.
„Kontrabasista” od kilku lat grany jest przez Jerzego Stuhra, ale Krzysztof Rogacewicz przyznaje, że celowo nie oglądał sztuki w wykonaniu znanego aktora. - Wiedziałem, że będę to robił – stąd, żeby nie powielać pewnych rzeczy z premedytacją nie oglądałem tego. Często się zdarza, że aktor widząc coś nawet podświadomie wykorzystuje pomysły, dlatego to jest zupełnie czysta forma, którą razem z reżyserem Krzysztofem Pulkowskim wydobyliśmy z naszych serc i umysłów – wyznał aktor.
- Jest trochę dramatycznie, ale jest też przyjemnie, czyli można się uśmiechnąć momentami. To spektakl o każdym z nas. Kto oglądał lub będzie oglądał, to znajdzie w tym tekście cząstkę siebie – podkreśla K. Rogacewicz.
Czy tytułowy kontrabasista powinien być zadowolony ze swojego życia, każdy widz będzie mógł sam sobie odpowiedzieć. Już dzisiaj (5.11) o godz. 19.00 kolejna okazja do spotkania z nim w sali JCK przy ul. Bankowej 28/30.