Dolny Śląsk: Żyją dzięki niemu
Aktualizacja: Środa, 18 stycznia 2006, 8:54
Autor: Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
Nie jesteśmy bohaterami – mówią Radek i Janusz Gąsiorowscy. – Każdy by tak zrobił. Kiedy zobaczył, że toną, w ubraniu rzucił się do wody. Czternastoletnią Anię znalazł po czterech minutach. Potem przywrócił ją do życia. – Nie czuję się bohaterem – mówi Janusz
Piątka dzieci poszła się kąpać bez opieki rodziców w stawie wyrobiskowym. Janusz Gąsiorowski przejeżdżał nieopodal z dwunastoletnim synem Radkiem. Zatrzymali się. Gąsiorowski usiadł na brzegu, a Radek brodził w wodzie.
– Dzieci wskoczyły do wody, baraszkowały. Nagle zobaczyłem, że jedno zniknęło pod powierzchnią – mówi Gąsiorowski. – Wskoczyłem, wyciągnąłem je. Wtedy następne zaczęło się topić.
Kiedy z pomocą syna wydobył z wody Bartka i Andżelę, usiadł na brzegu, żeby odpocząć. Wtedy uratowani zaczęli pytać: – Gdzie jest Ania?
Okazało się, że w wodzie została najstarsza, czternastoletnia dziewczynka.– Ona była już trzy, może cztery minuty pod wodą. Skoczyłem, ale nic nie mogłem zobaczyć – opowiada Gąsiorowski. – Tam jest głęboko, tak do dwóch metrów. Dopiero nogami ją wyczułem i potem wyciągnąłem. Nie oddychała, serce nie biło. Miała sine wargi.
Ratownik z przypadku zaczął reanimować dziewczynkę i zrobił to fachowo. W tym czasie Radek pobiegł zadzwonić po pogotowie. Potem stał na drodze i skierował karetkę na miejsce zdarzenia.
Wkrótce przyjechało pogotowie. Dalszą reanimacją zajęli się lekarze. Udało się. Choć dziewczynka kilka razy odzyskiwała i traciła świadomość w szpitalu, wczoraj stan dziecka był już stabilny. To najlepsza wiadomość nie tylko dla Janusza.
– Udało się uratować dziewczynkę głównie dzięki bohaterskiej postawie tego mężczyzny – mówi z podziwem Grażyna Bomba, kierowniczka bolesławieckiego pogotowia.