Olbrzymia szansa na rozwój dla ubożejących mniejszych miejscowości dawnego jeleniogórskiego. Odżyją, między innymi, Kowary i Lubawka dzięki krociowym zyskom z kopalń uranu. Wiadomość o tym, że w dawne złoża zamierzają zainwestować Australijczycy zelektryzowała media i lokalną społeczność.
Entuzjazmu nie kryją samorządowcy. Burmistrz Lubawki Tomasz Kulon w wypowiedzi dla TVN podkreślił, że jest otwarty na rozmowy w tym temacie. Dzięki inwestycjom podupadająca gmina może tylko zyskać. Zatrważająco rosnące bezrobocie spadnie, a Australijczycy dadzą pracę wielu mieszkańcom Lubawki i okolic.
W podobnym tonie wypowiadają się samorządowcy z Kowar, choć podkreślają, że jeszcze konkretnych propozycji nie było. A o wszystkim słyszeli z medialnych doniesień.
Atmosferę rozgrzał artykuł w „Pulsie Biznesu”, który doniósł o tym, że
Wildhorse (australijska firma wydobywcza) otrzymał już pozwolenia polskiego Ministerstwa Środowiska.
Dzięki temu ma być możliwe rozpoczęcie poszukiwań i wydobycia rud uranu na powierzchni dwóch tysięcy metrów kwadratowych i na głębokości do 300 metrów. Według periodyku prace mogłyby się zacząć już w czerwcu.
Z doniesień wynika, że jednym z inwestorów jest Goldman Sachs, europejski bank inwestycyjny, który włożył w australijską firmę 15 milionów dolarów.
Powód zainteresowania tą częścią Polski oraz złożami rud uranu to zapotrzebowanie na nowe źródła energii i tanie (ale bezpieczne) technologie wydobycia wspomnianej substancji. Uran z Sudetów – według „Pulsu Biznesu” ma się stać paliwem dla elektrowni jądrowych.
Tymczasem całą sprawę na razie Ministerstwo Środowiska dementuje. Wbrew doniesieniom mediów, twierdzi, że nie wydano jeszcze żadnych pozwoleń na zajęcie nieczynnych od 30 lat kopalń uranu w regionie jeleniogórskim.
<b> Uranowa potęga </b>
Złoża uranu były wykorzystywane jeszcze przez Niemców, a po 1945 – wydobywano uran na potrzeby Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, który – podobno – wykorzystał pierwiastek z okolic Kowar do produkcji pierwszej bomby atomowej. Wydobycia zaprzestano kilkadziesiąt lat temu. Okazało się, że wielu górników cierpi na chorobę popromienną. Kopalnie odcisnęły także swoje negatywne piętno na środowisku naturalnym. W miejscach występowania złóż następowało usuwanie się gruntów, co mogło w każdej chwili prowadzić do katastrofy budowlanej.