Nie scolina, ale właściwy preparat znajdował się w fiolce po leku, który podano trzyletniej dziewczynce z Gdańska. Dziecko po jego zastosowaniu zasłabło. Zawiadomiono Główny Inspektorat Farmaceutyczny. Zbadano resztki zawartości kapsułki.
Był w niej corhydron, choć objawy, jakie stwierdzili lekarze u dziecka (bezdech i drgawki) wskazywały na zażycie scoliny. Taką hipotezę wykluczyła jednak analiza leku. Okazało się, że trzyletnia pacjentka, uratowana przez lekarzy, najpewniej była uczulona na corhydron, który mógł wywołać u dziecka zaburzenia w połączeniu z innymi lekami. Pisze o tym piątkowa Polska Gazeta Wrocławska.
Po aferze, która rok temu wybuchła w Jelfie, producenta leku (zamieniono zawartość niektórych fiolek na scolinę, niebezpieczną dla pacjentów, a po podaniu leku zmarł człowiek), panuje swoista psychoza związana z corhydronem.
Trwa także prokuratorskie śledztwo, które wyjaśnia okoliczności zamiany preparatów.