Dym wydobywał się z pierwszego piętra. Na miejsce przybyła straż pożarna. – Na szczęście, to tylko pozorowana akcja – mówi Małgorzata Łasek-Dowiat, zastępca dyrektora placówki. – Musieliśmy sprawdzić, jak nasze dzieci zareagują w sytuacji zagrożenia.
Młodzież z najwyższego piętra schodziła schodami bocznymi, kilku uczniów ściągnięto na dół za pomocą wysięgnika. Ewakuacja była o tyle trudna, że w szkole uczą się dzieci upośledzone w stopniu lekkim, znacznym oraz głębokim. Niektórzy z nich potrzebowali sporo czasu i pomocy strażaków oraz pedagogów, by opuścić budynek. Jakby tego było mało, pani dyrektor – oczywiście na niby – zemdlała.
– Bałam sie że to prawdziwy pożar – powiedziała nam Karolina, jedna z uczennic. – Wydawało mi się, że od środka płonę. Ale... chętnie przejechałabym się jeszcze raz tym wyciągnikiem.
Jej kolega Piotrek już kiedyś przeżył pożar. – Wtedy pomagałem strażakom – przyznał. – A teraz? Nie bałem się, bo wiedziałem, że strażacy nas uratują.
Małgorzata Łasek-Dowiat podkreśliła, że dzieci wcześniej zostały przeszkolone, jak reagować w takich sytuacjach. – Cały tydzień ćwiczyliśmy schodzenie po schodach – powiedziała.
Akcja, zdaniem dyrekcji, przebiegła bardzo dobrze. – Obyśmy jednak nie musieli przeprowadzać takiej naprawdę - przyznała Małgorzata Lisek-Dowiat.