Red.: - Rozmawialiśmy przed sezonem na temat tego, że zbyt późno skompletowano zespół, który Pan obecnie prowadzi.
Krzysztof Szewczyk: - Zgadza się, do tej pory nie do końca znam możliwości drużyny i każdej zawodniczki z osobna. Ponadto to samo mogą powiedzieć zawodniczki, bo poza Magdaleną Gawrońską wszystkie koszykarki podstawowego składu są nowe. Też się dopiero poznają. Stąd nierówna forma zespołu. Wygrywamy z faworytkami, a przegrywamy z niżej notowanymi od nas rywalkami: pokonujemy na parkiecie rywalek Lotos, który wcześniej rozgromił w Brzegu Cukierki, a my przecież przegraliśmy i to u siebie z tym zespołem.
Red.: Można poznać wszystkie zawodniczki i możliwości drużyny a i tak przegrać mecz. Taki jest żeński sport zespołowy?
K.S.: Zgadza się. Często mnie się pyta, jaka jest różnica pomiędzy żeńskim a męskim basktem. Odpowiadam krótko: ten pierwszy jest nieprzewidywalny. Pierwszy raz prowadzę żeński zespół i to na najwyższym poziomie rozgrywek krajowych i przekonałem się, że w męskiej koszykówce wiadomo w jakiej dyspozycji w danym dniu jest drużyna i każdy zawodnik z osobna. Łatwiej przewidzieć, jak się zachowają w danym momencie. W żeńskim baskecie jest więcej znaków zapytania w tym względzie w każdym spotkaniu.
Red.: W tym sezonie jest ciekawiej w rozgrywkach Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet.
K.S.: - To dobrze. Kiedyś Wisła i Lotos były nie do pokonania dla pozostałych drużyn. Przegrywały dopiero spotykając się ze sobą. W tym sezonie również bardzo mocny jest AZS Gorzów i CCC Polkowice, ale i pozostałe drużyny nie są już tylko „kelnerkami do bicia” i zaskakują teoretycznie mocniejsze zespoły. Udowodnił to nasz zespół, który z meczu na mecz będzie grał coraz lepiej, bo potrzebował czasu, żeby poprawić się w każdym elemencie gry. Pracujemy nad tym intensywnie na każdym treningu. Pomaga mnie w tym zaangażowanie zawodniczek podczas zajęć, za co im dziękuję.
Red.: - Nie chcemy zapeszać, ale jeśli Finepharm KK AZS pokona jutro Wisłę (odpukujemy w niemalowane drewno), ten zespół obwoła się pogromczyniami liderek.
K. S.: - Najpierw trzeba to zrobić. Mam tylko jedną obawę: moje podopieczne grają gorzej u siebie niż na wyjazdach, gdzie na sześć spotkań, cztery wygrały, u siebie natomiast na trzy, wygrały tylko jedno. Może jednak przełamią się i udowodnią to wygrywając u siebie z Wisłą. To jednak będzie bardzo ciężkie zdanie, bo krakowski zespół to znakomita ekipa, ale w sporcie kobiecym....
Dziękuję za rozmowę