Jak dotąd poważniejszych awarii w Jeleniej Górze nie było. Widoczne zagrożenie w postaci pęknięć na blokach przy ulicy Ptasiej pojawiło się kilka lat temu. Ale usterki zaklejono specjalną masą. Stwierdzono, że nie zagrażały konstrukcji nośnej budynków.
Mieszkańcy dwóch wieżowców przy ulicy Działkowicza na Zabobrzu twierdzą z kolei, że przy bardzo silnych wiatrach bloki się chwieją. Faktem jest, że zostały postawione na podmokłym gruncie.
– Bloki są systematycznie remontowane i konserwowane. Żaden nie wymaga kapitalnego remontu – usłyszeliśmy w Jeleniogórskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, największego administratora blokowisk w stolicy Karkonoszy. – A tego nie można powiedzieć o starszych domach i kamienicach budowanych tradycyjną technologią.
W przypadku wielkiej płyty obowiązkowe kontrole nie pozwalają wyrokować o stanie budynku. Główne elementy konstrukcyjne, szczególnie ich złącza, są zakryte i nie ma do nich dostępu. Można ocenić klatkę schodową, dach, szyby lub windy.
Z niepokojem na stan budynków patrzą osoby, które je budowały, lub widziały, jak powstają.
– Metalowe łączenia między płytami korodują, a nie sposób ich wymienić, bo blok mógłby się rozsypać – alarmuje architekt Piotr Wołkowski. – Nie bez powodu w Niemczech takie bloki są wyburzane. Po pierwsze, brakuje chętnych na zamieszkanie tam, a po drugie – możliwość katastrofy budowlanej jest też brana pod uwagę – dodaje.
Miasto na razie nie przewiduje żadnych kroków w tym kierunku, ponieważ nie ma na to pieniędzy. Ale specjaliści podkreślają, że to tylko kwestia kilku, kilkunastu lat.
Ze względu na bezpieczeństwo użytkowników będzie należało wyłączać budynki z eksploatacji, a mieszkańców przekwaterowywać do mieszkań
zastępczych.