Wczorajszy koncert Kory Jackowskiej, wokalistki, poetki, postaci nietuzinkowej, która już na początku swojej twórczości zyskała miano „odkrycia wokalno-estradowego” końca lat 70. i 80., wypadł bardzo dobrze, to pewne. Okrzyki radości ze strony publiki, tańce „starych” wespół z „młodymi”, choć miejsca były siedzące (przynajmniej przez chwilę), czad w największym tego słowa znaczeniu – oto, czego można było doświadczyć na wczorajszej imprezie w Orient Expressie. Koncercie, który na pewno wpisze się w grono tych jeleniogórskich przedsięwzięć muzycznych, które można określić niezapomnianymi.
– Więcej takich imprez! Świetna organizacja, świetny koncert! Osobiście, nie lubię Kory. Nie mógłbym jednak zaprzeczyć, że na scenie artystka ta prezentuje sie znakomicie – mówił nam Jarek „Okoń” Oczoś, perkusista „Leniwca”, uczestnik koncertu.
– Uwielbiam Korę! Dlaczego? Bo ona od lat jest taka sama, niepowtarzalna, bez względu na wiek czy trendy muzyczne, sprawdzająca się doskonale. Ona, po prostu, jest ponadczasowa! I koncert też był ponadczasowy – ocenia Beata Bieniek, która na „Korę w Jeleniej” przyjechała z Kamiennej Góry. Słowem, stara gwardia nie rdzewieje.