W szpitalu wojewódzkim w Jeleniej Górze nie odnotowano większej liczby interwencji, podobnie było w pogotowiu, nie meldowały o dramatycznych sytuacjach inne służby. Analiza częstości występowania przypadków i dokładna analiza przyczyn nasuwa jednak wyjątkowo niepokojące wnioski. W Jeleniej Górze bowiem większość przypadków zachorowań wiąże się w różny sposób ze szpitalem, bo dotyczy albo wręcz personelu medycznego różnych szczebli, albo pacjentów, którym udzielano w szpitalu pomocy w innych, niż zakażenie sprawach, ale potem ujawniły się u nich oznaki zainfekowania - kontynuuje rzecznik.
Prezydent Jerzy Łużniak, zwracając uwagę na tę zbieżność podczas videokonferencji ze służbami, wskazał jedną z możliwych przyczyn i podjął interwencję u marszałka województwa oraz wojewody dolnośląskiego.
Chodzi o to, że szpitale specjalistyczne są relatywnie lepiej zaopatrzane w środki ochrony osobistej personelu medycznego, stąd zagrożenie zakażeniem jest tam mniejsze. A szpital wojewódzki w Jeleniej Górze uznawany jest za szpital „biały”, to znaczy mający mniejszy kontakt z zakażonymi, więc na tej placówce czynione są oszczędności. Nie ma dziś mniej, czy bardziej bezpiecznych szpitali – powiedział Jerzy Łużniak.
Procedur wymagających weryfikacji, albo co najmniej refleksji jest więcej. Jedna z nich dotyczy choćby możliwości pobierania próbek od osób, które miały bezpośredni kontakt z zarażonym. O ile poprawia się tzw. przepustowość laboratoriów badających próbki, to teraz wąskim gardłem staje się etap pobierania próbek. Ostatnie zrealizowane zlecenia w tym zakresie pochodzą z 28 marca, więc osoby poddawane kwarantannie oczekują już ok. 10 dni na pobranie próbek w stanie dużej niepewności. O ile racjonalnie przewiduje się, że okres inkubacji wirusa w organizmie zarażonego – to pięć – siedem dni, to jednak w przypadku Jeleniej Góry przeciąga się on ponad miarę. Karetka „koronawirusowa”, zwana „koronabusem” jest w stanie dotrzeć codziennie do 40–50 osób i pobrać próbki. Na ich pobranie na Dolnym Śląsku czeka ok. tysiąca osób, więc ten rachunek jest prosty. Istnieje potrzeba stworzenia lokalnego punktu pobierania próbek (wymazów), co może przyspieszyć w konsekwencji czas oczekiwania na wynik. Zostały w tym zakresie podjęte pierwsze analizy - powiedział C. Wiklik.
Pozostaje też do uregulowania sprawa wizyt lekarzy w domach osób poddanych kwarantannie, ale dotyczących innych schorzeń. Lekarz POZ nie chce się takiej wizyty podjąć, osoby na kwarantannie nie mogą opuścić domu, więc pozostaje problem pogodzenia ich potrzeb z regułami stanu epidemii. W konsekwencji okazuje się, że chore dziecko musi jechać karetką do wrocławskiego szpitala dla dzieci, dorosły – do Bolesławca. A nie zawsze to jest proste i możliwe.
Podobnie jak nie jest ani proste, ani możliwe rygorystyczne nakazanie ratownikom medycznym, by pracowali tylko u jednego pracodawcy. Ta grupa zawodowa pracuje na tzw. własnym rozrachunku i z pracodawcą łączą ich kontrakty, a nie umowy o pracę. Sami muszą zadbać o swoje szkolenia, swoje składki ZUS, odzież ochronną, więc fakt, że pracują w różnych miejscach, mając na koncie niekiedy ponad 400 godzin pracy w miesiącu nigdy nikogo nie dziwił. Ratowników brakuje, zwłaszcza teraz, więc nie pracują mniej. A to oznacza, że mogą być rozsadnikiem wirusa, choć z drugiej strony – to oni są jednymi z najbardziej narażonych na kontakt z nosicielem - czytamy w komunikacie miasta.
Zmniejsza się liczba osób na kwarantannie, więc policja nie ma już – jak w apogeum – do skontrolowania obecności ponad 900 osób, a ostatnio już „tylko” 629. Ale to nie znaczy, że mniej jest przypadków oddalenia się z miejsca kwarantanny – w trakcie ostatniej doby było to 6 przypadków.
Niemal do zera zmniejszyła się liczba osób na granicy – w ciągu ostatniej doby w Jakuszycach pojawił się jeden samochód, granicę przekroczył jeden cudzoziemiec. Z punktu widzenia ochrony przed koronawirusem to jest wiadomość dobra. Z punktu widzenia wyhamowania procesów gospodarczych – najgorsza z możliwych. Okres przedświąteczny był bowiem i w mieście, i w Kotlinie okresem intensywnych przyjazdów m.in. turystów, którzy w pensjonatach karkonoskich spędzali wiele dni - dodał rzecznik.