Pierwsze przegubowe autobusy pojawiły się w Jeleniej Górze już w 1973 roku. Były to dwa Jelcze – popularne ogórki – które uległy kasacji w roku 1981. Pierwszy ikarus, wypożyczony na próbę z MZK w Warszawie, wyjechał na nasze drogi w lipcu trzy lata później. Próbę przeszedł pomyślnie, więc już w grudniu tamtego roku pojawiło się sześć kolejnych, rok później siedem, a w 1986 sześć następnych.
Liczba ikarusów systematycznie wzrastała do 1990 roku, kiedy tabor węgierskich pojazdów liczył sobie dwadzieścia sześć sztuk Dlaczego cieszyły się takim powodzeniem? Na przełomie lat 80-90-tych kierowców było za mało. Pojemne autobusy rozwiązywały częściowo ten kłopot.
Po 1990 roku liczba ikarusów zaczęła się zmniejszać. Zostały tylko dwa. Najczęściej jeździły jako dziewiątka lub trójka. Leszek Chmielewski tłumaczy, że kiedyś 80 procent ludności korzystało z usług miejskiej komunikacji, a 20 procent jeździło własnymi autami. Teraz proporcje zmieniają się: MZK z roku na rok traci 5-10 procent pasażerów. Skoro zaczęła spadać liczba pasażerów, eksploatacja tak dużej ilości autobusów stała się nieopłacalna.
Mimo niedogodności i kłopotów technicznych, zarówno kierowcy jak i pasażerowie czują pewien sentyment do „staruszków”. Kierowca MZK Janusz Masilonis bardzo lubił prowadzić Ikarusy. – W ikarusie wyjątkowe jest to, że można słyszeć szum silnika. Od razu wiadomo, gdy tylko dzieje się z nim coś nie tak. Pomimo tego, że na przykład kierownicę w Volvo można prowadzić właściwie paluszkiem, to nie zamieniłbym już ikarusa na nic. Moim marzeniem jest tylko, aby ten autobus wytrwał cztery lata, tyle jeszcze pozostało mi do emerytury. Od tego pojazdu zacząłem i dobrze by było, abym na nim zakończył swoją pracę – mówił nam pan Janusz w styczniu 2008 roku. Ikarus wyjedzie na emeryturę wcześniej niż kierowca.