Kibice zgromadzeni w niedzielne popołudnie (2.04) na stadionie piechowickiej Lechii byli świadkami wyjątkowego meczu. Przez ponad godzinę niewiele się działo pod bramkami obu ekip, ale to, co się wydarzyło między 64. a 75. minutą sprawiło, że na długo zapamiętają spotkanie 15. kolejki jeleniogórskiej Klasy A, grupy I.
Faworyzowana Lechia od pierwszych minut starała się otworzyć wynik spotkania, jednak z każdą minutą Orzeł Mysłakowice coraz częściej dochodził do głosu. Nie przekładało się to na sytuacje bramkowe, bowiem w pierwszej połowie obie ekipy miały po jednej okazji. Najpierw Łukomski w sytuacji sam na sam lewą nogą nieczysto trafił w piłkę i ta przeleciała kilka metrów od słupka, a tuż przed przerwą Paradowski z 16 metrów huknął minimalnie nad poprzeczką.
Po zmianie stron niepokój w szeregach gości nadal siał Radosław Paradowski, który w 52. minucie wyszedł z kontratakiem, środkiem boiska wpadł w pole karne, ale piłka po jego strzale musnęła słupek bramki strzeżonej przez Szymańskiego. Chwilę później napastnik Lechii opuścił boisko, bo... musiał jechać do pracy. Po godzinie gry oba zespołu poprawiły celowniki i rozpoczęli 11-minutowy festiwal bramek. W 64. minucie wynik otworzył Piotr Kafel, a poprawił niespełna minutę później Filip Błaszczyk i ku zdumieniu kibiców gospodarzy było nagle 0:2. W 70. minucie bramkę kontaktową zdobył Marcin Morański, a dwie minuty później wyrównał Artur Śmigasiewicz. Radość wśród miejscowych widzów ostudził Filip Błaszczyk, który w 75. minucie ponownie pokonał Tomasza Niemca. Jak się okazało, więcej goli nie padło i piechowicka Lechia niespodziewanie przegrała z Orłem Mysłakowice 2:3.
W tabeli grupy I jeleniogórskiej Klasy A, Lechia zachowała trzecią pozycję (34 punkty), z kolei Orzeł awansował na 7. lokatę (20 punktów). W następnej kolejce ekipa z Mysłakowic podejmie Piasta Bolków (9.04, godz. 11:00), a Lechia tego samego dnia zagra w Chełmsku Śląskim (godz. 14:00).