Nie izolacja od społeczeństwa w zamkniętym ośrodku odwykowym, ale poznawanie sekretów lotnictwa okazało się receptą dla uzależnionej młodzieży.
– Lepsza adrenalina niż amfetamina – pod takim hasłem odbyła się terapia dla uzależnionej młodzieży, zorganizowana we współpracy z Aeroklubem Jeleniogórskim i ośrodkiem Monaru w Gdańsku.
Wzięło w niej udział 15 osób z całej Polski w wieku 16-20 lat, które na co dzień przebywają w ośrodkach w Gdańsku i Sopocie. Po powrocie czeka ich jeszcze terapia indywidualna, którą ukończą w tym roku.
– Jest to mój autorski program wspierający terapię dzieci i młodzieży uzależnionej od środków psychoaktywnych. Od 20 lat jestem terapeutą, a od zawsze marzyłem o tym, żeby zostać lotnikiem. Nie udało mi się jednak tego zrealizować, ale zacząłem skakać. Pomyślałem, że jest to też świetny sposób na pracę z młodzieżą – mówi Zbigniew Kamieński, opiekun i terapeuta ds. uzależnień z gdańskiego Monaru.
– Poprzez ten program przede wszystkim pokazujemy młodzieży alternatywę – chcemy im uświadomić, że można przeżyć naprawdę mocne wrażenia bez konieczności używania strzykawki czy uciekania się do różnego rodzaju przestępstw – dodaje.
Podczas 10-dniowego pobytu na jeleniogórskim lotnisku młodzież nie tylko uczyła się skakać. – Każdy miał wyznaczone role i obowiązki – był szef kuchni, terenu, zaopatrzenia. Sami gotowali, planowali i robili zakupy. Brali też udział w pracach porządkowych przy myciu samolotów i sprzątaniu hangaru. Po prostu uczyli się odpowiedzialności – mówi opiekun grupy.
Lekcją pokory i cierpliwości były pierwsze cztery dni, kiedy podopieczni musieli zapoznać się z teorią. Młodzież jest teraz przede wszystkim nastawiona na to, aby wszystko mieć od razu. Od razu chcieli też skakać, a tu okazało się, że najpierw trzeba spokojnie wszystkiego wysłuchać. Cierpliwość została w końcu wynagrodzona – w ciągu całego pobytu niektórzy oddali nawet po siedem skoków.
– Emocje związane ze skokami są niezapomniane! To jest bez porównania lepsze niż ćpanie. W ogóle dopiero teraz zauważyłem, że życie na trzeźwo jest o wiele lepsze – mówi 18-letni Jacek z Czaplinka. – Do ośrodka trafiłem po wyroku sądowym. Miałem problemy z prawem – kradzieże, narkotyki. Wcześniej byłem w ośrodkach karnych. Uważam jednak, że wysyłanie tam młodych ludzi jest błędem – w poprawczakach szlifuje się tylko i szkoli w tym, co robiło się wcześniej i najczęściej wychodzi się gorszym niż się przyszło. W ośrodkach Monaru jest zupełnie inaczej – przede wszystkim pracuje się nad swoimi emocjami, uczuciami i słabościami – dodaje.
Ania (17 lat, Rumia) i Marika (16 lat, Toruń) uważają, że terapia poprzez skoki jest rewelacyjnym pomysłem. – Te wszystkie przeżycia zostają w nas głęboko. Może teraz tak się o tym nie myśli, ale po powrocie często będziemy wracać do tych chwil – mówi Ania. – To wszystko jest lepsze od ćpania – dodaje Marika.