Nie ma wciąż jasnych odpowiedzi na wiele pytań dotyczących przedszkolaków i uczniów z Ukrainy w polskich szkołach. Samorządy w tej sprawie zostały w ogromnej części pozostawione same sobie. Kolejne konferencje z przedstawicielami resortu edukacji czy kuratorami niewiele dają, tym bardziej, że odbierane są komunikaty sprzeczne.
Kiedy minister edukacji mówi, że pobyt uczniów z Ukrainy „potrwa chwilę”, to inni przedstawiciele Rządu sugerują, żeby samorządy szczególnie starannie organizowały pracę klas przygotowawczych, by uczniowie ukraińscy od września mogli w pełni uczestniczyć w zajęciach – ogólnie – „humanistycznych”, gdzie znajomość języka jest wyjątkowo ważna, choćby podstawowa.
A sprawa uczniów jest zasadnicza dla procesu adaptacji ich, ale też ich rodzin. Nawet gdyby pobyt rodzin ukraińskich w Polsce nie trwał długo, to i tak warunki przebywania powinny być stabilne. A w jeleniogórskich przedszkolach mamy już 93 ukraińskich podopiecznych, w szkołach – 564 uczniów.
Nie ma nawet zarysów strategii działania Państwa w tej sprawie – mówią nauczyciele – a powinniśmy mieć kilka gotowych wariantów pracy, w zależności od rozwoju wypadków i przebiegu wojny w Ukrainie. Jeśli działania wojenne zakończą się przed upływem wakacji, to powinniśmy pracować z taką perspektywą, a że nie należy wykluczyć, że albo walki będą trwały dłużej, albo te rodziny nie mogą powrócić do siebie, bo straciły domy i po prostu nie będą miały kawałka dachu nad głową… Trudno z rocznym czy dwuletnim dzieckiem mieszkać zimą w ruinach. Musimy mieć gotowe różne opcje i dostosowywać je do zmieniających się okoliczności. W przypadku oświaty chodzi o realne wizje edukacji dzieci, żeby nie straciły dwóch w sumie lat nauki, więc to jest bardzo ważne.