Ochroniarze w hipermarketach mają ograniczone uprawnienia. Pomysłodawcy akcji twierdzą, że obecność policjantów w wielkich sklepach skutecznie odstraszy nieuczciwych klientów. Nie tylko podjadaczy, ale także tych, którzy kradną bardziej trwałe produkty.
– Ludzie przychodzą na zakupy, biorą jakieś batoniki lub czipsy w paczce, otwierają je, zjadają, opakowanie wyrzucają i przy kasie nie płacą za ten produkt – usłyszeliśmy od pragnącego zachować anonimowość pracownika jednego z jeleniogórskich hipermarketów.
Orzeszki, ciasteczka, winogrona i inne owoce sprzedawane na wagę wędrują nie do koszyka, ale do ust klientów, którzy traktują market jak bufet. Ochrona bywa bezradna.
– Łatwiej namierzyć złodzieja, który zmienia naklejki z kodem kreskowym z tańszego produktu na droższy. Podjadacza złapać trudniej – mówi jeden z pracowników Tesco.
Jego zdaniem są też uczciwi klienci, którym się zachce jeść lub pić. Konsumują na terenie sklepu, ale zachowują opakowanie towaru i płacą za niego w kasie. Nieuczciwych jednak przybywa.
Towar podjadają nie tylko dzieci, których rodzice są zajęci robieniem zakupów. Często to uczniowie, którzy do sklepu przychodzą na wagary z sąsiedniej szkoły.
Zdarzają się także elegancko ubrani panowie, którzy opychają się orzeszkami i owocami. Bardziej bezczelni rozdzierają paczki z wędliną oraz serem. Ukradkiem objadą się nimi, robiąc dalsze zakupy.
Według danych Tesco, w każdym ze sklepów co tydzień „znika” w ten sposób około półtorej tony towaru. Podobnie jest w jeleniogórskim markecie. Sieć Tesco szacuje, że rocznie traci około kilku milionów złotych przez klientów podjadaczy.