Niektórzy myśliwi, dyskretnie wybrali z paśnika garść siana, by wieczorem włożyć je w domu pod wigilijny obrus. - Odśpiewano też kolędy. „Wśród nocnej ciszy” niosło się echem po ośnieżonych szczytach pobliskich gór, przypominając o pięknych polskich tradycjach i o potrzebie ich kontynuacji we współczesnym świecie. Św. Hubert, patron myśliwych, tym razem nie był dla nas łaskawy, nic nie upolowaliśmy, ale też nie oto chodziło. Dotlenieni, z serdecznymi życzeniami od kolegów i poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wobec kniei i zwierzyny wróciliśmy do domów na kolację wigilijną – mówił Marian Klasinski.
Tradycja polowania wigilijnego jest znacznie starsza od tradycji Wigilii Bożego Narodzenia. O jego randze we współczesnej obyczajowości decydował nie tylko świąteczny wymiar dnia, ale również licząca tysiące lat, starsza od Chrześcijaństwa, tradycja łowiecka. Przodkowie właśnie w tym dniu rozpoczynali sezon polowań na grubego zwierza. Było to uwarunkowane zamarznięciem rozlewisk i bagien, umożliwiającym dotarcie do niedostępnych wcześniej ostoi zwierzyny. Ważny był także śnieg, umożliwiający tropienie zwierza. Mistyczny wymiar świątecznego dnia i praktyczność polowania sprawiły, że w kalendarzu pradawnych łowców, tysiące lat temu, pojawił się przypadający na ten konkretny dzień obyczaj uroczystego polowania.
Potwierdzeniem takiego rodowodu polowania wigilijnego jest obecność Turonia w bożonarodzeniowej szopce. Turoń to tur. Dawny puszczański zwierz. Najcenniejsza, wymarzona zdobycz myśliwskich przodków. Przedchrześcijański obyczaj polowania właśnie w tym dniu był tak silny, że wraz z całym zapożyczonym świętem przeniknął do rekwizytów tradycji Bożego Narodzenia. Tury wyginęły, zmieniały się religie, obyczaj polowania wigilijnego pozostał. Przez stulecia rodowód tych świątecznych łowów jednak zupełnie zaniknął. Niewielu kojarzy polowanie wigilijne z obyczajowością pogan. Dziś łowy wigilijne są postrzegane wyłącznie jako myśliwska część obrzędowości Bożego Narodzenia.