– Nie ma czegoś takiego, jak SKM. Jest JGM, czyli Jeleniogórska Kolej Miejska – powiedział w rozmowie z nami Jerzy Łużniak, wicemarszałek dolnośląski. - Ma się całkiem nieźle. PKP PLK, wykonawca projektu i właściciel torowiska oszacował już koszty przedsięwzięcia, a co za tym idzie - niedawno opracowaliśmy studium wykonawcze uwzględniające m.in. rozmieszczenie przystanków dla JGM, które zbudujemy za kwotę około 30 mln zł – dodał.
Przypomnijmy, że JKM ma najpierw połączyć centrum Jeleniej Góry z Cieplicami i Sobieszowem. Mają powstać nowe przystanki przy torowisku linii Jelenia Góra – Szklarska Poręba (między innymi, przy ul. ks. Kubsza i przy estakadzie na Zabobrzu). Docelowo kolej ma skomunikować stolicę Karkonoszy z kurortem pod Szrenicą. - Czy JGM będzie konkurencją za MZK? – pytamy Jerzego Łużniaka. – Wręcz przeciwnie. Będzie dla niego uzupełnieniem; odciąży mocno zatłoczone autobusy, które nie są w stanie pomieścić tylu pasażerów, ile szynobusy.
Zdaniem samorządu plusy uruchomienia tej formy komunikacji będą oczywiste. – Największą korzyścią będzie możliwość szybkiego przemieszczenia się z miejsca na miejsce. Przykładowo: autobusem z Jeleniej Góry do Piechowic jedzie się około 50 min. Szynobusem będzie się jechało około 20 minut. To chyba mówi samo za siebie – przekonuje Jerzy Łużniak.
Samorządowcy podkreślają, że projekt uruchomienia miejskiej kolei wszedł w kolejną fazę planistyczną. Po szumie, jaki został wywołany przez ten pomysł, można mieć pewność, że zrobią wszystko, aby JGM ruszyła. Za wszelką cenę. Tylko czy idea miała sens? Jako nośne hasło wyborcze - być może. Oby się nie okazało, że kolejka będzie woziła powietrze.