By pamiętać o sobie wzajemnie i co roku spotykać się we wspólnym gronie, nie potrzebowali portalu „Nasza klasa”. Wystarczyły im listy i więź przyjaźni, która złączyła ich na całe życie. Grupa absolwentów z lat 1945 – 50 mimo że po ukończeniu szkoły rozjechała się po Polsce i świecie, zdobyła tytuły i zajmowała wysokie stanowiska, nie zerwała kontaktów miedzy sobą.
Hanna Sałaszkiewicz w miniony piątek do Jeleniej Góry przyjechała z Warszawy. Jak mówi wspomnienia ze szkołą i z Jelenią Górą są niezapomniane. – Robiłam maturę w tej szkole w 1949 roku. Była to pierwsza szkoła po wojnie, która zaczęła funkcjonować. Nikt już nie zrozumie jaka atmosfera tu panowała. Zjeżdżaliśmy tu po tułaczce, brudzie, głodzie – opowiada pani Hanna.
– Przyjechaliśmy do tego miasteczka, kiedy Niemcy zamiatali tu jeszcze ulice. Warunki w tej szkole mieliśmy cudowne, były cudowne pomoce naukowe. W tej atmosferze tuż powojennej tak szalenie się ze sobą zżyliśmy, że nie sposób tego opowiedzieć. Dzięki tym spotkaniom się po prostu młodnieje o te 50 – 60 lat.
Animatorem tych spotkań jest Sławomir Podolak, architekt, który do wszystkich co roku rozsyła zaproszenie na zjazd i świąteczne życzenia – usłyszeliśmy.
– Mogę się poszczycić tym, że byłem na pierwszej lekcji pierwszego dnia otwarcia tej szkoły – mówi pan Antoni. – Było to dość zabawne: były tylko dwie lekcje - śpiewu i gimnastyki. We wszystkich klasach (czterech klas gimnazjalnych i dwóch licealnych) było nas około 40 osób, ale w ciągu niecałego roku było już kilkuset uczniów.
To były wspaniałe chwile, bo bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy, co zostało nam do dzisiaj. Normalnie dzieci mają wielu znajomych z podwórka, harcerstwa itp. Jak tu przyjechaliśmy, nie było innych dzieci, mieliśmy tylko siebie. Spotykamy się każdego września, składamy kwiatki pod tablicą ze zdjęciami naszych kolegów i koleżanek, których wśród nas już nie ma.
– Nie żyje już m.in. Staszek Bareja, z którym pisaliśmy razem maturę, bardzo dowcipny człowiek, którego pierwszego wyrzucali za drzwi z lekcji. Mimo, że w Jeleniej Górze nikt z nas nie mieszka, jest ona naszym miastem. Kiedyś nasz kolega z Gdańska, profesor chirurgii powiedział, że w swojej historii najkrócej mieszkał w Jeleniej Górze, ale jest z nią najbardziej związany. Tak właśnie jak my wszyscy.
W tym roku nie organizowałem tego spotkania, ale zmusili mnie inni. Otrzymałem tyle listów, telefonów, że nie mogłem odmówić. Przed świętami czy właśnie przed spotkaniem pisze list do wszystkich i rozsyłam go. Na zjazd starają się przyjechać wszyscy, ci którzy nie przyjeżdżają, to po prostu nie mogą – kończy absolwent Żeroma.
Paweł Domagała, dyrektor ZSO nr 1: – Spotkania odbywają się dzięki magii szkoły, ale nie tylko. Ta więź zrodziła się przede wszystkim przez uwarunkowania, w jakich absolwenci z tamtych lat rozpoczynali naukę. Były to czasy powojenne, bardzo trudne i te więzi między ludźmi były dużo większe, niż obecnie. Chętnie spotykają się też absolwenci I LO z innych lat , ale dojrzewają do tego będąc po pięćdziesiątce, kiedy mają więcej wolnego czasu.