Gerard B. i Marta M. poznali się 3 lata temu w szpitalu w Sieniawce, gdzie oboje przebywali na leczeniu odwykowym. Szybko przypadli sobie do gustu, a od lutego 2004 roku zamieszkali razem, chcieli rozpocząć nowe życie. Był to – jak wynika z relacji świadków – przeciętny związek. Czasem dochodziło między nimi do awantur. Najczęściej po wypiciu alkoholu. Gerard za kołnierz nie wylewał, a po kilku głębszych stawał się agresywny, chorobliwie zazdrosny o swoją wybrankę. Kłócili się o byle co. Kilka razy wyrzucił ją z domu, ale kiedy wytrzeźwieli – ich życie wracało do normy. Po tym dniu jednak nie wróciło.
Był 25 lutego 2005 roku. Gerard przyszedł do domu nad ranem z pracy, z nocnej zmiany. Był w ciągu alkoholowym, pił od dwóch tygodni. Po drodze kupił dwie butelki wódki. Szybko wypili je ze swoją ukochaną. A że było mało, jeszcze przed południem wyszedł do sklepu po następne. Kupił 2 razy 0,7 litra. Co się działo potem? Tego do końca nie wiadomo. On zasłania się niepamięcią ona też z trudem o tym opowiadała w sądzie. Chce wymazać to wydarzenie z pamięci, nie chce już go znać.
Około godziny 17 Gerard zadzwonił do sąsiada i poprosił, by ten wezwał policję. – Czy jestem mordercą? Czy ona będzie żyć? – bełkotał w alkoholowym amoku. – Wbiłem jej nóż w kręgosłup – odparł na pytanie sąsiada, co się stało.
Gdy jednak jeden z funkcjonariuszy wszedł do domu B., zauważył na prześcieradle olbrzymią plamę krwi. Po chwili dostrzegł, że siedząca na łóżku kobieta ma wbite w plecy 3 noże kuchenne. Zaczęła się czołgać, aby wyjść z pokoju. Zawiadomiono pogotowie, kobieta przeżyła tylko dzięki szybkiej pomocy lekarzy.
Jak ustalono podczas śledztwa, Marta M. została ugodzona w plecy 14 razy. Rany spowodowały liczne obrażenia, ale – na szczęście – nie były one śmiertelne.
Gerard B. został aresztowany. Postawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa. Mężczyzna przez cały czas nie przyznawał się do winy. Jego zdaniem, konkubinę ranił ktoś inny, kto wszedł do ich mieszkania. Nie potrafił wskazać konkretnej osoby. Jego wersję wykluczyły badania kodu DNA z próbek pobranych z noży oraz kieliszków. Wyniki wskazują, że w mieszkaniu byli tylko Gerard i Marta.
Do tego świadkowie zeznali, że Gerard B. nie był zbyt towarzyski. Bardzo rzadko przyjmował gości w domu. Jeśli już spotykał się z kolegami, to zwykle umawiał się gdzie indziej. No i zazwyczaj zamykał drzwi na zamek, nawet jeśli był w domu.
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w październiku ubiegłego roku. Gerard B. został skazany na 5 lat więzienia. Zarówno obrońca jak i prokurator odwołali się od niego. Pierwszy twierdził, że kara jest zbyt surowa, drugi natomiast, że jest zbyt niska.
Sąd apelacyjny uchylił wyrok i przekazał do ponownego rozpatrzenia.
Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze zakończył postępowanie i skazał Grearda B. na osiem lat więzienia. To maksymalna dopuszczalna kara za usiłowanie zabójstwa. Wyrok nie jest prawomocny.