O losach resztek kościoła ewangelickiego przesądzili dolnośląscy samorządowcy. Gmina Podgórzyn otrzymała 40 tys. zł na zabezpieczenie ruin. Jak zapowiedział przewodniczący Sejmiku Dolnośląskiego Jerzy Pokój, mury zostaną rozebrane. Pozostanie jedynie zachowana w dobrym stanie wieża, do której – po remoncie – będzie dobudowana kaplica cmentarna. Nie jest wykluczone, że na wieży powstanie punkt widokowy.
Ruiny miłkowskiego kościoła to wręcz „podręcznikowy” przykład losów poewangelickich świątyń w miejscowościach regionu jeleniogórskiego, które – po 1945 roku pozbawione gospodarzy – popadały w stopniową ruinę. Niektóre zawaliły się zupełnie (Kopaniec), inne (Sobota, Pobiedna) stały się stertą gruzów, która dziś jest cennym świadectwem historii i przykładem na brak troski o dziedzictwo dziejów.
Tylko nieliczne świątynie miały więcej szczęścia, jak choćby ten z Rząśnika, który dzięki translokacji stoi dziś w pobliżu pałacu w Łomnicy i jest miejscem ekumenicznych spotkań. Niektórymi zaopiekowali się katolicy, choćby w Sosnówce, czy Podgórzynie.
Losy miłkowskiego kościoła są mocno splecione z religijną tożsamością byłych mieszkańców Miłkowa (Arnsdorf, krótko po II wojnie - Hlondów), którzy w znacznej większości byli gorliwymi zwolennikami reformacji Martina Lutra. Już w 1552 roku protestanci przejęli katolicki kościół św. Jadwigi. Utracili go po zakończeniu wojny trzydziestoletniej. We wsi wybuchły zamieszki, a pastor oraz wierni zostali usunięci siłą 15 lutego 1654 roku. Wtedy protestanci przeszli do konspiracji i organizowali tajne nabożeństwa w lesie. Pamiątką po tamtych czasach są nazwy własne: Leśny Zbór, czy też Kazalnica.
Kościół w Miłkowie został wzniesiony w 1754 roku w miejscu drewnianej szopy – zboru, który służył za dom modlitwy ewangelikom, zarówno miejscowym, jak i tym ze Ściegien, Płóczek i Karpacza. Budynek okazał się zbyt mały, aby pomieścić wszystkich parafian. Od roku 1755 pełnił rolę świątyni parafialnej. Określano go jako „Bethauskirche”, czyli po prostu: „kościół dom modlitw”. W latach 60. XIX wieku do barokowej bryły okazałego gmachu świątyni dobudowano neogotycką wieżę, która jest rozpoznawalnym elementem sylwety Miłkowa.
Pozbawiony opieki konserwatorskiej, rozkradziony i dewastowany stopniowo kościół z roku na rok zamieniał się w ruinę. Dzieła zniszczenia dopełniło zdjęcie dachu (1980). Dziś malownicze gruzowisko jawi się jako sceneria grozy, której dopełnieniem są nagrobki ocalałe z niemieckiego cmentarza. Utworzono z nich lapidarium pamięci, bodaj jedyny fizyczny ślad po dawnych mieszkańcach.
Dni resztek kościoła są policzone. Czy to najszczęśliwsze posunięcie? Trudno oceniać jednoznacznie. Wydaje się jednak logiczne, że pozostawienie trwałej i solidnie zabezpieczonej ruiny, byłoby bardziej przemawiające do wyobraźni ludzi, którzy to miejsce odwiedzają.