Poddzierżawcy ogródków działkowych przy ulicy Jagiełły 3, przejmowali swoje działki od zarządu Rodzinnych Ogrodów Działkowych w różnych latach. Nikogo z nich nie poinformowano jednak, że pod gruntem przebiega rura gazociągu, w otoczeniu której niczego nie wolno budować.
Jolanta Ullmann użytkuje swoją działkę od trzynastu lat. Jak mówi, tu na nowo znalazła sens życia po załamaniu nerwowym i po próbie samobójczej. Kobieta tylko w tym miejscu czuła się bezpieczna, ale – kiedy dowiedziała się, że może działkę stracić – nie kryje niepokoju.
– Jestem samotna, tu w Jeleniej Górze nie mam nikogo. Moim celem było wybudowanie nowej altany. Ta, którą obecnie użytkuję, jest zagrzybiała, a ja mam uczulenie na pleśń i grzyby, zaczynam się w niej dusić. Dlatego poszłam do wydziału geodezji i poinformowałam pracującą tam panią, że kilkanaście metrów od obecnie stojącej altany chcę postawić nową – mówi J. Ullmann.
Zapytała, czy w najbliższych latach nie są planowane na tym terenie jakieś inwestycje. Usłyszałam, że nie ma wobec tych działek żadnych planów i spokojnie mogę budować – dodaje.
Bo jest rura
Kobieta zebrała wszystkie oszczędności, za które kupiła materiały i rozpoczęła budowę. Kiedy stanęły fundamenty i mury, a do zakończenia altany brakowało tylko zadaszenia i prac wykończeniowych, na działkach pojawili się pracownicy gazowni, którzy wykonywali jakieś pomiary.
– Zapytałam o cel wizyty tych ludzi na naszych działkach. Usłyszałam, że przez sam środek naszych działek przebiega jakaś strategiczna rura gazociągowa, która jest mocno skorodowana. Dlatego obok niej gazownia planuje w przyszłym roku położyć nową „nitkę gazociągową”. Wtedy dowiedzieliśmy się też, że w obrębie ośmiu metrów po jednej i po drugiej stronie nie ma prawa stać żadna altana, a nowa rura będzie biegła dokładnie przez środek mojego nowo budowanego domku – mówi załamana Jolanta Ullmann.
– Nie wiem co mam teraz zrobić. Usłyszałam tylko od jednego z tych ludzi wykonujących pomiary, że mam budować dalej, bo gazownia dobrze płaci.
Pozostał żal
W zarządzie związku Rodzinnych Ogrodów Działkowych wskazano pani Ullmann inną działkę na wybudowanie nowej altany, ale kobieta nie ma już pieniędzy na jej rozebranie, oczyszczenie materiałów i postawienie nowego obiektu.
Działkowiczka ma żal do zarządu ogródków, że nie poinformował jej i innych użytkowników działek o istniejącej rurze. Ma również pretensje do odpowiedzialnej pracownicy wydziału geodezyjnego, która wprowadziła ją w błąd.
– Jeśli nie otrzymałabym błędnych informacji rozpoczęłabym budowę w innym miejscu, a tak straciłam wszystkie oszczędności swojego życia i jestem w zawieszeniu – mówi.
Obowiązek? Niekoniecznie
Nową altanę planował wybudować też Cyryl Kaczmarski z rodziną. Jak mówi, podobnie jak pani Jolanta wyłożyłby pieniądze, sporo pracy i czasu, po czym musiałby altanę rozebrać. Nie rozpoczął budowy tylko dlatego, że zauważył prowadzone pomiary i przypadkiem dowiedział się, czego one dotyczą.
– Zgodnie z prawem rolnym, które dotyczy naszych działek, inwestor, który ma w planach jakiekolwiek działania o takim charakterze, ma obowiązek złożyć w urzędzie gminy stosowne pismo do września każdego roku. My dotychczas nie dostaliśmy żadnego oficjalnego pisma w sprawie planowanej na naszych działkach inwestycji. Nie wiemy, czy coś takiego wpłynęło do miasta . Nie możemy poradzić się w tej sprawie z prawnikiem, bo nie mamy żadnych podstaw, ani informacji poza tymi, które usłyszeliśmy – mówią działkowcy.
W trakcie ustalania okazało się, że obecna rura gazociągowa przebiega przez sam środek altany Włodzimierza Pałuckiego, który budował ją własnymi rękami przez kilka miesięcy. Po przeprowadzeniu nowej nitki gazociągowej altana musiałaby być wyburzona. Wykopana zostanie też przepiękna owocująca brzoskwinia, a u sąsiadów inne owocowe i przez lata pielęgnowane drzewa.
Co teraz zamierzają działkowcy? Pozostało im tylko oczekiwanie na informacje i decyzje. Jeśli wieści potwierdzą się (a na to wszystko wskazuje), wielu zapowiada, że zrezygnuje z działek, ale nie bez żalu, bo tutaj zostawią ogrom swojej ciężkiej pracy i zmarnowany czas.
Geodezyjne kłopoty
Jerzy Lenard, prezes zarządu Rodzinnych Ogrodów Działkowych i wiceszef miasta tłumaczy, że dotychczas nie otrzymał żadnej informacji o planach położenie na tym terenie nowych rur gazociągowych. Mówi też, że ani ustawa, ani statut czy regulamin nie obliguje zarządu działek do udzielania poddzierżawcom informacji geodezyjnych.
– Problem polega na tym, że ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych nie przewiduje dzierżawienia terenu, ale jedynie jego użytkowanie. W związku z tym, że nie ma umowy dzierżawy, użytkownicy nie otrzymują żadnych dokumentów geodezyjnych, ani innych – mówi J. Lenard.
Do niedawna jedynym dokumentem potwierdzającym użytkowanie działki był dowód opłaty. Na ogrodach działkowych nie obowiązuje pozwolenie na budowę, dlatego każdy budujący ma obowiązek dla własnego dobra sprawdzić w wydziale geodezji, czy pod daną działką nie przebiega rura gazociągowa czy inne media.
– Większość ludzi nie informuje miasta, że zamierza coś budować – dodaje Jerzy Lenard. Podkreśla, że w zarządzie udziela się społecznie. A zarząd nie ma środków, aby wykupić mapy geodezyjne.
Jerzy Lenard zapewnia, że sprawdzi, czy taka inwestycja jest na tym terenie planowana. Jeśli otrzyma jakąkolwiek informację, przekaże ją działkowcom. Wyjaśnia jednak, że jeśli zasłyszane informacje potwierdzą się, użytkownicy działek będą mogli liczyć jedynie na odszkodowanie od gazowni.
Wiceszef miasta przyznaje też, że w mieście jest bardzo wiele sieci gazociągowych, kanalizacyjnych i innych, które funkcjonują w rzeczywistości, ale nie są naniesione na mapy i odwrotnie. Dodatkowy problem ogródków działkowych polega na tym, że poszczególne działki nie są na mapach podzielone, przez co trudniej o ich precyzyjne określenie i wskazanie konkretnego miejsca planowanych inwestycji