Kto spodziewał się ukamienowania Wojtka Klemma i jego zwolenników, wychodził rozczarowany. To właśnie kontrowersyjny dyrektor artystyczny stał się bohaterem wydarzenia. Po części dlatego, że jego główny oponent, Bogdan Nauka, nie przyszedł, a krytycy, którzy mieli Naukę wspierać, rozchorowali się.
Na sali BWA usiadło sporo ludzi zainteresowanych przyszłością sceny jeleniogórskiej, w tym sami jej twórcy: wspomniany Wojtek Klemm i kilku aktorów. Byli też mecenasi sceny: zastępca prezydenta miasta Zbigniew Szereniuk, szef rady Hubert Papaj. I legendarna już Alina Obidniak, wieloletnia dyrektorka Teatru Norwida.
Zabrakło „wielkich”: przede wszystkim dyrektora naczelnego Bogdana Nauki, a także dwóch zaproszonych gości: krytyków teatralnych Krzysztofa Kucharskiego i Leszka Pułki.
Andrzej Więckowski, organizator i moderator spotkania, zaczął od mocnego uderzenia. – Teatr indywidualny powinien dążyć do tego, aby jednocześnie stał się społeczny. Inaczej jest ryzyko, że jego twórcy popadną w artystyczny narcyzm i teatralną grafomanię – to jedne z tez jego wystąpienia.
Więckowski przyrównał teatr do języka i komunikacji społecznej. Jeśli jest niezrozumiały, nie ma wspólnego kodu dla nadawcy i odbiorcy, niczemu nie służy. Moderator zaznaczył, że choć do nikogo nie „pije”, dało się czuć między wierszami, że adresatem jego słów jest Wojtek Klemm.
– Mieszkam w Jeleniej Górze i nie chcę, aby repertuar tego teatru był z Berlina, czy Nowego Jorku, choć mieszkałem w tych miastach – mówił ubolewając, że dyskusja o teatrze w stolicy Karkonoszy staje się często debatą nie o sztuce, ale o wewnętrznych sprawach skonfliktowanej placówki.
Dyrektora Klemma bronił Zbigniew Szumski z Teatru Cinema. – Czasy się zmieniają. Czy ktoś wyobraża sobie, aby dziś o godz. 20. 30 w telewizji emitować „Kabaret Starszych Panów”? – pytał Szumski, zaznaczając, że Klemm podjął się trudnej misji reformy teatru społecznego i przekazania jego przesłania w nowym języku. – Wszyscy tęsknimy do czasów, kiedy mieliśmy dobrą telewizję i same dobre rzeczy do czytania, ale wtedy ktoś je za nas wybierał – mówił ironicznie Szumski.
Recenzent teatralny Wojciech Wojciechowski, kolejny dyskutant z obozu Wojtka Klemma, stwierdził, że jeleniogórska publiczność jest przyzwyczajona do przeszłości, czyli mitu Aliny Obidniak, i w niej tkwi. Dlatego nie rozumie propozycji nowego dyrektora i woli teatr „przeterminowany”. Wojciechowski cytował Andrzeja Łapickiego, który odważnie rzekł, że „wrogiem teatru jest starość”.
Zwolenników dyrektora Klemma nie miał kto kontratakować, bo jego „oskarżyciele” – jak już wspomniano – nie dotarli. Podczas dyskusji, Kazimierz Piotrowski, jeden z uczestników spotkania, stwierdził, że teatr bez widza jest bez sensu. – Skoro nikt na sztuki nie przychodzi, to chyba coś jest nie tak – powiedział. – W Jeleniej Górze jest stała grupa widzów, a pozostali to ludzie, którzy są dumni, że w mieście jest teatr, ale do niego nie chodzili, nie chodzą i nie będą chodzić.
Były też głosy pochwalne dla dyrektora Klemma. – Dawno nie było sezonu, który wzbudzałby tyle dyskusji – mówił Kazimierz Pichlak. Janina Hobgarska, dyrektorka BWA, podkreśliła, że fiasko teatru to bezpośredni skutek niewiedzy i braku przygotowania publiczności do odbioru współczesnej sztuki. Zbigniew Szumski zaznaczył, że dzięki Klemmowi o Jeleniej Górze robi się głośno w Polsce, czego nie było za czasów poprzedniego dyrektora artystycznego. W obserwatorium nie zabrakło akcentów niemiłych. – To jest wojna artysty (Klemm) z urzędnikiem dłubiącym bródkę (Nauka) – wykrzykiwał jeden z dyskutantów.
– Ktoś z dyrektorem Klemmem podpisał umowę na kilka lat. Dajmy mu skończyć jego misję – podkreślił Miłosz Sajnog. Z Bożeną Wachowicz-Makiełą i Januszem Lindnerem, kolegami ze Wspólnego Miasta – jako przedstawiciele rady u boku swojego szefa H. Papaja – byli obecni na piątkowym spotkaniu.