Strażacy potwierdzają zwiększenie się w tym roku liczby zgłoszeń o występowaniu gniazd szkodników, ale wyjeżdżają tylko do budynków użyteczności publicznej. Właściciele prywatnych domów, garaży czy altanek ogrodowych, gdzie najczęściej osy i szerszenie mają kokon, do usunięcia owadów muszą wzywać firmy prywatne.
A tym pracy nie brakuje. W ciągu dnia firmy zajmujące się dezynsekcją odbierają kilkanaście zamówień. Cena takiej usługi to około 200 złotych za interwencję. – W tym roku liczba wzywających naszą firmę do usunięcia kokonów os, pszczół i szerszeni jest znacznie większa niż w latach poprzednich – mówi Anna Reizer, współwłaścicielka firmy Biosekt z Jeleniej Góry, zajmującej się usuwaniem owadów. – W ciągu dnia do klientów wyjeżdżamy kilkakrotnie i podejrzewam, że taka sytuacja potrwa aż do października.
W Polsce doszło jednak do kilku użądleń, wskutek których kilka osób zmarło. Na początku lipca ofiarą szerszenia padł również prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Zapolicach, Jan Urbaniak. Jak podaje portal Dziennik Polska, prezes OSP podszedł tylko obejrzeć akcję. Koledzy zobaczyli go, kiedy już leżał przy aucie. Natychmiast wezwano pogotowie. Mimo reanimacji, nie udało się go uratować. Zmarł w 10 minut po przewiezieniu do szpitala.
W Jeleniej Górze na szczęście do tej pory obyło się bez takich tragedii. - Nie odnotowaliśmy żadnych śmiertelnych przypadków użądleń owadów na naszym terenie ani też wzmożonych ataków tych owadów na ludzi – powiedział Maciej Kaczmarek, zastępca dyrektora ds. medycznych Pogotowia Ratunkowego w Jeleniej Górze. Owady są groźne tak naprawdę tylko dla uczulonych na jad.
Tym lekarze zalecają noszenie przy sobie strzykawki z andrenaliną, która nie kosztuje wiele, a może uratować życie. Pozostali by upewnić się czy takiego uczulenia nie mają, powinni się przebadać.