- Właśnie szykowałam obiad, kiedy na schodach usłyszałam hałas i głośne nawoływania. Strażacy powiedzieli, abym natychmiast opuściła mieszkanie, bo na górze się pali. Wzięłam, co najpotrzebniejsze i uciekłam. W taki mróz! – opowiadała zdenerwowana lokatorka z przedostatniego piętra kamienicy przy ulicy Pocztowej. – Akurat najechaliśmy na to zdarzenie podczas patrolu – mówi jeden ze strażników miejskich.
Z poddasza na Pocztowej wydobywały się kłęby dymu i języki ognia. Strażacy ewakuowali mieszkańców i ugasili płomienie z wysięgnika. Długo trwało dogaszanie tlących się elementów drewnianych. Na miejsce wezwano pogotowie energetyczne oraz pracowników z Zakładu Gospodarki Lokalowej, który zarządza tą nieruchomością. Jak się dowiedzieliśmy, sztab kryzysowy zapewnił ludziom, którzy musieli opuścić mieszkania, dach nad głową i ciepłe posiłki.
Przyczyny pożaru ustali dochodzenie biegłych oraz policjantów, którzy byli na miejscu zdarzenia. Nie jest wykluczone, że zapaliła się sadza w kominie.
Za zdjęcia dziękujemy panu Tolkowi.