Tłok, za wysokie ceny biletów, stare albo niewygodne autobusy: to najczęściej powtarzane zarzuty wobec miejskiej komunikacji w naszym mieście. Dodać trzeba, że zarzuty w większości porządnie uzasadnione. Czy jest szansa, że to się w najbliższym czasie zmieni?
<b> Droga do upadku </b>
Sprawa pierwsza to tłok. Można spierać się, czy w godzinach szczytu komunikacyjnego gorzej jest w Jeleniej Górze, czy też na przykład we Wrocławiu. Nie ma jednak wątpliwości, że ścisk w jeleniogórskich autobusach mocno daje się we znaki. W godzinach szczytu nierzadko zdarza się, że kandydaci na pasażerów zostają na przystankach, bo nie zdołali wcisnąć się do środka.
Drugi zarzut dotyczy cen. We Wrocławiu i Legnicy bilety na miejskie autobusy kosztują 2 zł, w Wałbrzychu – 1 zł 80 gr. W innych regionach Polski jest podobnie: w Gorzowie Wielkopolskim na przykład bilet kosztuje 1 zł 95 gr, w Zamościu tyle co w Legnicy, w Koszalinie i Olsztynie drożej, bo po 2 zł i 10 gr.
W Jeleniej Górze – jeśli ktoś nie wie – bilet kosztuje obecnie 2 zł 20 groszy, ale za dwa tygodnie ma być droższy o 4 grosze. Dzięki podwyżce uchwalonej już przez Radę Miejską, w rankingu cen biletów Jelenia Góra samodzielnie wysunie się na pierwsze miejsce w kraju, obecnie zajmowane wspólnie z Bydgoszczą, w której za przejazd płaci się też 2, 20.
Wreszcie stan autobusów. Są wśród nich wprawdzie nowe – nie zawsze wygodne – ale większość to bardzo wysłużone pojazdy, często skrzypiące i roztrzęsione, z trudem pełznące po co stromszych ulicach. Jedna trzecia spośród 83 miejskich autobusów ma więcej niż 15 lat, a są wśród nich nawet ponaddwudziestoletnie. Mniej niż trzy lata ma tylko osiem.
Dodać trzeba i to, że mimo częstych zmian tras, są wciąż rejony miasta, do których trudno się dostać. Na wielu liniach – można o tym poczytać na forum Jelonki – autobusy kursują zbyt rzadko.
Jeśli to wszystko podsumuje się, trudno o inny wniosek niż ten, że w mieście jest za mało autobusów, a te które są, to w znacznej części stare graty, kilka w przededniu śmierci technicznej. Za to ceny za przejazdy są zawyżone, skoro w innych miastach można pasażerów wozić taniej.
Dodać też trzeba, że ani samorządowe władze miasta, ani dyrekcja Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego nie ogłosiły dotąd programu naprawy tej skandalicznej sytuacji. Można odnieść wrażenie, że i w ratuszu, i w MZK uznaje się ją za normalną, nie wymagającą gruntownej naprawy.
Problem w tym, że kłopoty narastają i jeśli się tego nie przerwie, za kilka lat miejska komunikacja może załamać się zupełnie.
Dyrektor Marek Woźniak może i doczeka emerytury, ale koszty koniecznej reformy będą z każdym rokiem wyższe, a zapłacą je i tak mieszkańcy miasta.
<b> Byle się kręciło </b>
Miejski Zakład Komunikacyjny jest przedsiębiorstwem komunalnym, dokładnie zakładem budżetowym. Taka forma to relikt gospodarki socjalistycznej. Podstawową jej właściwością jest przerzucenie finansowej odpowiedzialności za przedsiębiorstwo z dyrekcji na samorząd.
W rezultacie jeleniogórzanie realnie płacą za przejazdy nie tylko kupując bilety, bo przecież część ich podatków idzie na dopłaty do MZK.
Przychody firmy wyniosły w ubiegłym roku około 20 milionów złotych, z czego jedna czwarta to dopłaty samorządów. Nie tylko Jeleniej Góry, dodać trzeba dla porządku, niewielkie kwoty dopłacają sąsiednie gminy, do których dojeżdżają miejskie autobusy. W planach na ten rok przychody mają przekroczyć 21 milionów złotych, ale dopłaty z gmin wynieść prawie 6 milionów, a więc relatywnie więcej.
Co jakiś czas w jeleniogórskich mediach wypływa sprawa MZK, Ostatnio w związku z planami kupna kilku używanych autobusów. Zwykle jednak wtedy, kiedy dzieje się coś złego, na przykład drożeją bilety albo pracownicy grożą strajkiem domagając się podwyżek.
Dziennikarze piszą, samorząd podejmuje jakieś doraźne działania, dyrekcja wygłasza kilka oświadczeń o tym, jak świetnie kieruje przedsiębiorstwem i sprawa ulega zapomnieniu aż do następnej afery czy awantury. Nawet wtedy, kiedy pojawiają się poważniejsze zarzuty, choćby o przerosty zatrudnienia w administracji czy nepotyzm, nikt się specjalnie tym nie przejmuje.
<b> Czy można to zmienić? </b>
W kwestii jak można sytuację poprawić wielce pouczająca jest historia międzymiastowej komunikacji w Jeleniej Górze. Trzy lata temu bilety PKS z Jeleniej Góry do Wrocławia kosztowały od 20 do 24 złotych. Kiedy trasę do stolicy Dolnego Śląska zaczęła obsługiwać prywatna firma przewozowa Kry-Cha, która liczyła sobie 16 zł za kurs, zarząd jeleniogórskiego PKS-u rozpoczął walkę.
Początkowo na prywatnego przewoźnika płynęły donosy, że nielegalnie korzysta z przystanków PKS-u, że łamie przepisy, że tak opracował rozkład jazdy, żeby mikrobusy odjeżdżały kilka minut przed autobusami. Nawet prasę zarząd PKS-u próbował nakłonić do pisania o złym prywaciarzu, który nieuczciwie odbiera klientów dobrej państwowej spółce.
Donosy okazały się nieprawdziwe, prasa też nie dała się nakłonić do kampanii przeciw nowemu przewoźnikowi. Zarząd PKS-u zmienił taktykę. Po prostu obniżył ceny i wprowadził na linie do Wrocławia lepsze, wygodniejsze autobusy.
Po trzech latach walki, ale już konkurencyjnej, a nie na donosy, bilety jeleniogórskiego PKS-u do Wrocławia kosztują 12 zł, a konkurenta – który też ceny obniżył – 15. Poza tym, prywatny przewoźnik wprowadził biletu ulgowe, których wcześniej nie stosował. Pasażerowie podzielili się: część woli jednego, część drogiego przewoźnika. Ale co najważniejsze, do Wrocławia jeździ się obecnie taniej niż przed trzema laty, wygodniej i szybciej.
<b> Z korzyścią dla ludzi </b>
Tak właśnie działa konkurencja. Z korzyścią przede wszystkim dla pasażerów. Na liniach międzymiastowych w całej Polsce konkurują przewoźnicy i nikt do tych linii nie dopłaca. W miastach jest inaczej, są już takie – jak Wałbrzych – w których obok komunalnego przewoźnika działają konkurencyjne firmy prywatne i takie jak Jelenia Góra, w której jeżdżą tylko autobusy komunalne.
Konkurencja w miejskiej komunikacji może się rozwinąć jednak tylko tam, gdzie samorząd wyrazi na to zgodę. W Jeleniej Górze Miejskiemu Zakładowi Komunikacyjnemu udawało się skutecznie blokować w samorządzie takie pomysły. Bo teraz, choć pasażerowie narzekają, zakładowi jest wygodniej. Nie musi się starać, szukać oszczędności, usprawniać organizację pracy, eliminować marnotrawstwo.
Pasażerowie nie mają wyboru, a samorząd dopłaci, jak będzie trzeba.
Poprawić bardzo niedobrą sytuację w naszym mieście może tylko zbiorowy nacisk na radnych, nakłonienie ich do dopuszczenia prywatnych przewoźników. Niech i w Jeleniej Górze konkurencja usprawni miejską komunikację.
<b> Przykład od sąsiada </b>
Po zakończeniu sporu z prywatnymi przewoźnikami i wprowadzeniu konkurencji w Wałbrzychu jeżdżą komunalne i prywatne autobusy, bilety są o 40 groszy tańsze, pasażerowie są zadowoleni, a tamtejsze MZK stoi finansowo lepiej niż jeleniogórskie, bo konkurencja wymusiła oszczędności i polepszenie organizacji pracy.