„Łatwo nie będzie” (tytuł oryginalny „C'est jamais facil”) autorstwa francuskiego dramatopisarza Jean–Claude'a Islerta w przekładzie Witolda Stefaniaka komedią jest lekką, a w życiu, jak wiadomo, lekko nie jest. To klasyczna komedia omyłek, budowana na absurdzie sytuacji, zwrotach akcji, ale przed wszystkim fundamencie gry aktorskiej. To typowa farsa będąca właściwie samograjem. Ma wszystko, co należy do gatunku farsy: jest intryga, są nagłe zwroty akcji, zapętlone sytuacje, rozmaite perypetie, puenty, no i oczywiście odpowiedni bohaterowie. Odpowiedni, czyli zabawni.
Stateczny wykładowca matematyki i rozwodnik Édouardo (Piotr Konieczyński stworzył od początku do końca ciekawą, przemyślaną kreację) romansuje ze swoją pełną entuzjazmu studentką Sarah (Maria Adamska), która za wszelką cenę chce go zaprowadzić do ołtarza. Jego córka artystka Julie (Katarzyna Baran) ma romans z nieco starszym chłopakiem lekkoduchem Marco (Jacek Grondowy). No i jej matka, czyli była żona profesora Marion (Iwona Lach) szuka miłości i ciepła w ramionach młodszego partnera. Pojawia się też elektryk, który łączy wszystkie wątki w jedną nieprzewidzianą całość.
Édouardo ukrywa swój związek z Sarah, bo zdaje sobie sprawę ze zbyt dużej różnicy wieku. Eduardo i Marion po rozwodzie prowadzą życie na własny rachunek i nie muszą przed nikim się tłumaczyć, mając zapewnione alibi i możliwość skoków na głęboką wodę. Nie odczuwają problemów finansowych. Mają córkę, która akceptuje ich rozwód, a właściwie jest jej to na rękę, że on nastąpił.
Nieporozumienie goni nieporozumienie, zabawne sytuacje gonią inne zabawne sytuacje, istne qui pro quo raz po raz puentowane. Przy okazji zderzenie różnych typów charakterologicznych, co aktorzy zręcznie prezentują zarówno gestem, spojrzeniem, sposobem mówienia, intonacją głosu, mimiką, jak i czymkolwiek innym. Wszyscy aktorzy Teatru im. Norwida mają swój wdzięk i kreślą wyraziste postacie. A reżyser Wojciech Dąbrowski, urodzony w Kowarach absolwent kowarskiego Liceum Ogólnokształcącego, przypilnował, by humor narysowany był dość finezyjnie i nie trącił trywialnością.