Porwali chłopca, bo potrzebowali dużo pieniędzy. Jeden z oskarżonych już wcześniej popadł w konflikt z prawem i odpowiadał za usiłowanie zabójstwa. Nie miał z czego opłacić obrońcy. Kidnaping miał być sposobem na szybkie wzbogacenie się.
Całą operację planowali przez kilka tygodni. Upatrzyli sobie zamożnego właściciela firmy transportowej, który miał syna gimnazjalistę. Podstępem wywabili chłopca ze szkoły (powiedzieli, że jego ojciec miał wypadek), przewieźli porwanego do szopy na działkach i tam więzili. Skrępowanego 14-latka wrzucili do studzienki. Za uwolnienie żądali 400 tysięcy złotych. Rodzicom grozili śmiercią dziecka.
Chłopiec wykazał się jednak zimną krwią. Nie spanikował, tylko uwolnił się z więzów i uciekł. O sprawie szybko dowiedziała się policja. Po sprawnej akcji ułatwionej nagraniami z taśm monitoringu w szkole stróże prawa już po jednym dniu osaczyli porywaczy.
Przed sądem przestępcy przeprosili zarówno chłopca, jak i jego ojca. Ale nie przyznali się do wszystkich zarzutów. Nie potwierdzają, że grozili ojcu śmiercią dziecka w razie niespełnienia ich żądań. Porywacze: Patrykowi J. i Mateuszowi N., mogą spędzić nawet 12 lat w więzieniu.