W jednym z budynków przy al. Wojska Polskiego w piątek około godziny 23 pękła rura wodociągowa. Mieszkankę, która czuwała całą noc, co chwilę ludzie informowali o awarii przez domofon. Usterkę pogotowie Wodnika potraktowało jako nieuciążliwą.
Tymczasem Janina Brendel tej nocy nie przespała ani godziny.
– Co chwilę ludzie wracający z zabaw czy przechodzący chodnikiem dzwonili do mnie domofonem i mówili, ze woda się leje – mówi pani Janina. Wszyscy sąsiedzi spali a ja czuwałam i nie wiedziałam co mam, zrobić. Nie znałam nawet numeru telefonu na pogotowie wodne dopiero mi ktoś podał z policji czy pogotowia. Jak dodzwoniłam się powiedziano mi, że ktoś przyjedzie to rano naprawić, bo ludzi nie mają.
Rano pojawiła się ekipa, która kilka razy wyjeżdżała jeszcze po potrzebne części i sprzęt po czym usunieto awarię. Mieszkańcy budynku pytają jednak, dlaczego nie ma dyżurów nocnych, tylko mieszkańcy muszą do białego rana pilnować lejącej się wody, żeby wszystkiego nie zalała.
– Dostaliśmy zgłoszenie o awarii o godzinie pierwszej pięćdziesiąt – powiedział nam dyspozytor Antoni Smolnicki. – Nasi ludzie pracują do godziny 22, a później pełnia dyżury w domu. Awarię uznaliśmy za nieuciążliwą, więc nikogo tam nie wysyłaliśmy. Dla nas wysłanie ludzi w nocy do awarii to dodatkowe koszta – dodał.
Teraz jednak już usunięto awarię i wszystko jest w porządku.
Mieszkańcy nie chcą komentować tej wypowiedzi. A propos kosztów zapytują tylko nieśmiało, kto zapłaci za wodę, która lała się strumieniem przez całą noc. Od dyspozytora dostaliśmy zapewnienie, że zostanie to przypisane w poczet strat.