W ostatnich latach wydaje się, że niektórzy budując czy kupując domy na owych terenach zalewowych liczą na to, że właśnie ich powódź nie dosięgnie. Nie można racjonalnie wytłumaczyć tego, że niektórzy z takich terenów liczą na to, że a nuż nie będzie tak mocno padało. Jest to typowe tzw. myślenie życzeniowe (co oczywiście nie umniejsza faktu tragedii, jaka dotknęła wiele rodzin).
Naukowcy z 3 krajów (Polski, Czech i Niemiec), które najbardziej ucierpiały w tegorocznej powodzi, stworzyli wspólne opracowanie.
Piszą m.in. o tym, że jeszcze nigdy w historii nie było tutaj tak mocnych, kilkudniowych deszczów jak ostatnio. I winą obarczają TYLKO i WYŁĄCZNIE osławiony niż genueński, który owe deszcze przyniósł.
Nie obwiniają żadnego urzędnika czy urzędu. Nikogo. Bo wiedzą, że choćby było i 20 zapór na rzekach to woda i tak by się gdzieś wylała. Żywioł nie wybiera, sieje spustoszenie tam, gdzie jest i ostatnią powódź trzeba niestety potraktować jak wielkie nieszczęście, które dotknęło wielu osób. Nieszczęście, którego nie można było uniknąć i szukanie czy wskazywanie obecnie tzw. kozła ofiarnego, niewiele zmieni.
Systemowy zakaz budowania na terenach zalewowych?
Niektórzy wskazują na jedną z możliwości, aby ograniczyć straty w przyszłości (obliczono, że duże powodzie będą się zdarzać co 13-14 lat, a wobec postępujących zmian klimatu nawet częściej).
Otóż proponują, aby ubezpieczyciele systemowo nie ubezpieczali nowy budowli (jakichkolwiek) powstających na terenach zalewowych. Deweloperzy wówczas przestaną tam budować, a co za tym idzie ludzie przestaną tam kupować, a więc późniejszych tragedii będzie mniej...