- Chcemy, żeby prezydent był bliżej mam i pomagał nam, aby polepszyły się warunki rozwoju w naszym mieście - podkreśliła na wstępie Magdalena Lisowska, wymieniając m.in. kwestie braku miejsc w żłobkach (na terenie miasta funkcjonuje jeden publiczny żłobek), szczególnie dla dzieci od 6. miesiąca życia. W trakcie spotkania była też mowa o niewystarczającej liczbie miejsc w publicznych przedszkolach, barierach i mankamentach placów zabaw. - Bycie mamą w Jeleniej Górze jest ciężkie - stwierdziła M. Lisowska. - Chcemy zaznaczyć swoją obecność w mieście - żyjemy tutaj, chcemy tu być, a nie wyjeżdżać - dodała Agata Sojka, która ma świadomość, że sytuacji nie da się zmienić z dnia na dzień, ale jest dobrej myśli, że małymi krokami uda się poprawić warunki dla rozwoju maluchów.
Kobiety zwróciły też uwagę na brak pasów w rejonie ulic Grottgera i Chełmońskiego, którędy często chodzą na plac zabaw na Wzgórzu Kościuszki. Zaprezentowały zdjęcia urządzeń dla dzieci, w których brakuje śrub. Była też mowa o problemach z osobami spożywającymi alkohol na placu zabaw przy ul. Okrzei czy starych konstrukcjach, które stwarzają zagrożenie dla zdrowia i życia. Wśród pomysłów na zmiany wymieniały m.in. ogrodzenie placów zabaw, aby dzieci nie natrafiały na przykre "niespodzianki" pozostawiane przez psy w piaskownicach, a także zmianę podłoża przy urządzeniach zabawowych, np. na piasek. Mamy zaznaczyły również brak urządzeń dla dzieci do lat 3, ławek wzdłuż Alei Jana Pawła II i wiele innych kwestii, które prezydent zanotował i zadeklarował dalszą współpracę. Obiecał też, że na jedno z kolejnych spotkań w Babskim Maglu przyjdzie komendant Straży Miejskiej.
- To świetna grupa bardzo aktywnych pań, które mocno określają swoje oczekiwania - stwierdził po spotkaniu Marcin Zawiła, który przyznaje, że nie lubi określeń "Miasto ma zrobić...", a w przypadku tych pań spotkał się z otwartością i pomysłami. Prezydent był zaskoczony stanem placów zabaw w Jeleniej Górze, gdyż niedawno zapoznał się z raportem w tej sprawie i był on odmienny od zaprezentowanej przez mamy rzeczywistości. - To, co wpłynęło mi na biurko było absolutnie odmienne od tego, co pokazały - zaznaczył M. Zawiła.