Michał Walczak, młody dramatopisarz i reżyser z Warszawy, to jeden z najważniejszych dziś głosów pokoleniowych w polskiej dramaturgii. Począwszy od debiutanckiej “Piaskownicy” (2003), opowiada o generacji 20-latków i 30-latków, którzy mają problem z dojrzałością. Podświadomie boją się trwałych związków, choć za nimi tęsknią, marzą o samodzielności, ale nie potrafią przeciąć pępowiny, która łączy ich z rodzicami. Symbolem tego pokolenia był bohater “Podróży do wnętrza pokoju”, 30-latek, który pragnie założyć rodzinę i usamodzielnić się, ale zamiast tego ucieka od rzeczywistości do wnętrza sublokatorskiego pokoju, gdzie pogrąża się w depresji.
Tym razem w “Pierwszym razie” temat - dobrze znany choćby z opowiadania “Ósmy dzień tygodnia” Marka Hłaski - jest pozornie prosty. Przychodzi chłopak do dziewczyny, oboje chcą przeżyć idealnie ten pierwszy raz, który na pokaz musi być doskonale wyreżyserowany - według schematycznego scenariusza jak z tanich romansideł: On przybywa do niej w deszczową noc z naręczem kwiatów i butelką alkoholu, by ukoić jej samotność, zjeść z nią romantyczną kolację przy świecach; całość ma znaleźć szczęśliwy finał w łóżku. Ale okazuje się, że czułości, miłości nie można wyreżyserować, nie można być spontanicznym na siłę.
“Pierwszy raz”, obnażający skłonność człowieka do teatralizacji życia, zyskał na scenie idealnych wykonawców. Dorota Wodzień (Ona) i Jakub Mieszała (On) znakomicie sobie poradzili z trudnym tekstem Michała Walczaka. Budują duet pełen napięcia, zmienności i ekspresji. Malują wiarygodny obraz współczesnej walki płci. Zaprzęgają w tym celu lekkość, finezję, czasem ostrzejszy ton, zawsze jednak w granicach dobrego smaku. Sprawdziło się też opracowanie muzyczne i plastyczne (przeplatają się pastelowe kolory m.in. białe i różowe) autorstwa Magdaleny Rzeszutek.
Łukasz Duda świetnie portretuje nowoczesne stereotypy na temat seksu i kpi z traktowania miłości w kategoriach konsumpcji. Pokazuje, że bohaterowie zupełnie nie mogą się dogadać, są polepieni z różnych języków, obrazków, które wynoszą z mediów. Oni są do tego stopnia zlepieni z tych różnych światów, że nie są w stanie dotrzeć do siebie, autentycznych, czujących. Nie mogą się do siebie zbliżyć, te narzucone światy odbierają im spontaniczność.