Ogłoszono nieograniczony przetarg na sprzedaż prawa użytkowania wieczystego stacji, jej budynków oraz wiaty i peronu oraz ogrodzenia, które z roku na rok niszczeją, ponieważ prawowity właściciel, czyli Polskie Koleje Państwowe, o nią nie dba.
Działka jest atrakcyjna: ma ponad 2700 metrów kwadratowych powierzchni. Jaka jest cena wywoławcza – nie wiadomo.
Wśród kupujących, wbrew oczekiwaniom, nie będzie samorządu miasta pod Śnieżką, który od kilku lat zabiega o przejęcie budynku stacyjnego. Jak mówi burmistrz Karpacza Bogdan Malinowski, sprawa przejęcia dworca przez włodarzy miasta była już niemal zapięta na ostatni guzik.
– Było porozumienie z PKP, w którym określono, że w zamian za zwrot zaległego podatku VAT, którego przewoźnik nie płacił, stację dostanie starostwo jeleniogórskie, które nieruchomość przekaże Karpaczowi – usłyszeliśmy.
Jednak w ostatniej chwili PKP zmieniły decyzję i postanowiły stację sprzedać na zasadach komercyjnych. Jeszcze nie wiadomo, jak uregulują zaległy podatek VAT.
Zdaniem burmistrza Malinowskiego zakrawa to na skandal i niweczy wszystkie zamysły gminy, która dążyła do ożywienia szlaku komunikacji kolejowej do Karpacza oraz innych obiektów infrastruktury towarzyszącej: dworców w Miłkowie i Mysłakowicach popadających od siedmiu lat w ruinę podobnie jak dworzec w Karpaczu. Co do tego samorządowcy dogadali się już z przedstawicielami gmin Mysłakowice i Podgórzyn, przez które linia przebiega.
Do przetargu zgłosiło się 15 zainteresowanych firm. Nikt nie wie, jakie plany wobec dworca ma ewentualny zwycięzca. Teoretycznie, po uzyskaniu stosownych zezwoleń, może nawet stację zburzyć i postawić w tym miejscu, na przykład, hotel.
Burmistrz Bogdan Malinowski napisał w tej sprawie pismo do premiera Jarosława Kaczyńskiego, wskazując na niesumienną postawę Polskich Kolei Państwowych. Jednak w mieście pod Śnieżką nie brakuje ludzi, którzy uważają, że samorząd zbyt łatwo kapituluje i nie przystępuje do przetargu.
Z kolei włodarze podkreślają, że miasta nie stać na zakup dworca na zasadach komercyjnych.