- Chciałam się dowiedzieć, co państwo robicie w tej sprawie, bo dwa dni temu było to zgłoszone – tylko ogrodzono taśmą w poniedziałek przed południem – relacjonuje rozmowę z dyżurnym straży miejskiej nasza Czytelniczka. - Pani sobie wyobraża, że my jesteśmy wróżkami i czarodziejską różdżką wszystko zrobimy? – miała usłyszeć w odpowiedzi kobieta, która poinformowała dyżurnego, że ma dzieci i boi się, że dojdzie do tragedii, na co miała usłyszeć „to super, że ma pani dzieci”. - Pani jest chyba śmieszna, że my panią poinformujemy, co my w tej kwestii robimy – miał dodać strażnik miejski, nie wierząc kobiecie, żeby roślina mogła w krótkim czasie urosnąć do dwóch metrów wysokości.
Jak wyjaśnia Cezary Wiklik (rzecznik Urzędu Miasta), do obowiązków straży miejskiej nie należy usuwanie rośliny lecz właśnie oznaczenie miejsca i przekazanie informacji do MPGK, które usunie barszcz pod warunkiem, że znajduje się na terenie miejskim. W przypadku, gdy roślina znajduje się na terenie wspólnoty, czy terenie prywatnym – to właściciel gruntu ma obowiązek usunąć Barszcz Sosnowskiego.
Nie zmienia to faktu, że postawa dyżurnego – jeśli rzeczywiście w takiej formie miała miejsce, jak relacjonuje nasza Czytelniczka – była skandaliczna i karygodna. O ustosunkowanie się poprosiliśmy drogą mailową rzecznika straży miejskiej. Gdy tylko otrzymamy odpowiedź, opublikujemy ją.