Nie często na krajowych scenach grane są czarne komedie. Zostały one wyparte przede wszystkim przez anglosaskie farsy. Najczęściej teatry sięgają po adaptacje kryminalnych powieści Agathy Christie albo po sztukę “Arszenik i stare koronki” Josepha Kesselringa, rozsławioną przed laty filmem o tym samym tytule. Wojciech Malajkat nie chciał iść na łatwiznę sięgając po kolejny tytuł autorki “Dziesięciu małych Murzynków” i postarał się o prawa autorskie do sztuki hiszpańskich dramatopisarzy Jordiego Sáncheza i Pepa Antóna Gómeza “Pół na pół” (Mitad y mitad) w przekładzie Rubi Birden.
Spektakl przedstawia perypetie dwóch przyrodnich braci. W realizacji ich życiowych planów i marzeń stoi na przeszkodzie matka. Dominik (Piotr Szwedes), z zawodu nauczyciel, ma dość opiekowania się na wpół sparaliżowaną nestorką rodu, która piętnaście lat temu doznała udaru mózgu. Z kolei zadłużonemu po uszy Robertowi (Piotr Polk) zależy na pieniądzach ze spadku.
Dominik i Robert krok po kroku odkrywają mroczne tajemnice, które tylko potwierdzają, jakim potworem była i jest ich własna matka. Staruszka co prawda nie pojawia się na scenie, ale jej obecność sygnalizuje natarczywy dzwonek. Publiczność ma świadomość, że matka nadal tyranizuje otoczenie. I kiedy widzom wydaje się, że już poznali całą prawdę, finał zaskakuje.
Dialogi iskrzą wyrafinowanym humorem, a całość przedstawienia opiera się głównie na sprawnej grze aktorów. Celowo przerysowane, groteskowe postacie, zagrane z odpowiednim przymrużeniem oka bawią i nadają spektaklowi więcej ostrości. Piotr Szwedes buduje postać Dominika z finezją, poprzez cięty dowcip, ciekawie rozbudowane monologi i rozbrajające gesty. Naturalny wdzięk i groteskowe miny wywołują nie tylko salwy śmiechu, ale i przyczyniają się do uwiarygodnienia kogoś sympatycznego, “swojskiego”. Świetny w roli nieco neurotycznego Roberta Piotr Polk również znakomicie wywiązał się z powierzonych mu zadań.
Wojciech Malajkat stara się pokazać, ile humoru można odnaleźć w całkiem poważnym temacie. Wykorzystał tekst do maksimum, wydobywając z dialogów to, co najważniejsze, a resztę pozostawiając w sferze dopowiedzeń. Można powiedzieć, że śmiech widzów w pewien sposób “puentuje” niektóre sceny. Dramat jest więc z jednej strony komedią lekką i przyjemną - w sam raz na długie zimowe wieczory. Z drugiej strony pozostawia jednak pewien niepokój.