Na pomysł przejścia wpadł Robert Nowak i to on był prowadzącym trasę. - Ponieważ zmiana czasu spowodowała, że szybko zapadają ciemności, w drogę wyruszyliśmy o wpół do siódmej rano. Spotkaliśmy się pod umieszczoną na budynku PTTK tablicą upamiętniającą Tadeusza Stecia i po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia poszliśmy przed siebie. Oczywiście nie trzymaliśmy się kurczowo szlaku żółtego. Gdy po drodze pojawiło się coś ciekawego co znajdowało się nieco poza szlakiem szliśmy tam by to obejrzeć – relacjonuje Krzysztof Tęcza.
Pierwszy odcinek biegnący przez Jelenią Górę zawsze przebiega spokojnie. Raz, że wszyscy są wypoczęci. Dwa, że na horyzoncie przed nami widzimy Karkonosze przysypane lekkim białym puchem. I nawet gdy w rzeczywistości nie widać naszych gór, to w parku możemy je obejrzeć dzięki ustawionemu tam przekrojowi Sudetów.
Po drodze zahaczamy o dwór Czarne i dalej idziemy polnymi i leśnymi ścieżkami. O tej porze roku są one bardzo podmokłe, trzeba uważać by nie zostawić w błocie butów. Ostatnie wichury wyrządziły w naszych lasach wiele szkód. Większość z nich zostało usunięte. Niestety ziemia jest tak nasiąknięta wodą, że teraz wystarczy lekki wiaterek by poprzewracać mające bardzo płytki system korzeniowy świerki. I to one właśnie najczęściej leżą na naszej drodze. Wiele razy musimy obchodzić je dookoła. Pierwsze takie wielkie skupisko poprzewracanych drzew znajduje się na podejściu na Witoszę. Takich zniszczeń w tym rejonie jeszcze nie widziałem.
Po wejściu na szczyt mamy pierwszy wspaniały widok na Karkonosze. Warto było się tu wdrapać. Teraz musimy zaliczyć setki kamiennych schodów prowadzących na dół. Trzeba jednak uważać, bo są one bardzo śliskie. Gdy dotarliśmy do drogi biegnącej przez wieś poczuliśmy, że pora na pierwszy posiłek. Na szczęście jest tutaj sklep, w którym można kupić pyszne pieczywo i smaczne kiełbaski. Oczywiście korzystamy z tego i przysiadamy na ławeczce przy kościele by spożyć to co zakupiliśmy.
Po takim odpoczynku ruszamy w dalszą drogę prowadzącą na Grodną, gdzie od dłuższego już czasu prowadzone są prace remontowe na istniejącym tutaj zameczku Henryka. Zobaczyliśmy jak bardzo zmienił się ten obiekt. Bo wszyscy mówią o udostepnieniu wieży widokowej poprzez zamontowanie metalowych schodów, ale mało kto wie, że zostały naprawione mury zamkowe, zabezpieczone otwory okienne i przygotowano obiekt do wmontowania pierwszego stropu nad dolną salą. Jeśli prace będą postępowały w takim tempie to już niebawem będzie to nowa atrakcja turystyczna, w której przybyli nie tylko będą mogli obejrzeć eksponaty w planowanym tu małym muzeum ale także skorzystać z usług gastronomicznych.
My schodząc do Sosnówki zbaczamy nieco w bok, by odwiedzić nowy obiekt wzniesiony tak, że z jego tarasu rozpościera się widok zapierający dech w piersiach. Jest to „Złoty Widok”. Muszę przyznać, że obiekt ten w pełni zasługuje na swoją nazwę.
Teraz musimy podreptać trochę po asfalcie ale nie da się tego uniknąć. W końcu jednak dochodzimy do lasu i pniemy się pod górę w stronę widocznej już po chwili kaplicy św. Anny. Musimy tylko uważać by nie utopić się w błocie jakie powstało tutaj po wycince i zwózce drewna. Teraz trzeba dotrzeć do ośrodka „Lubuszanin”. Mimo, że nie jest to daleko zajmuje trochę czasu gdyż od tego momentu zaczyna się śnieg. Jest go coraz więcej. Ale dopiero po minięciu wspomnianego ośrodka robi się nieciekawie. Nie dość, że śniegu i wody jest coraz więcej to znowu na drodze leżą wywroty. Takie jednak „drobiazgi” nie mogą nas zatrzymać. Wdrapujemy się na Czoło i schodzimy do Bierutowic. Jesteśmy koło świątyni Wang.
- Tutaj musimy się rozstać. Ja i wędrujący z nami Jacek Potocki (prezes ZG PTTK) wsiadamy do autobusu i wracamy do Jeleniej Góry a Robert Nowak, Jerzy Gorczyca i Zbyszek Górski ruszają dalej, by po niespełna dwóch godzinach osiągnąć cel naszej wyprawy jakim jest Słonecznik – kończy relację Krzysztof Tęcza.