W miniony poniedziałek (12 kwietnia) najbardziej wytrwali czkali już od drugiej w nocy. Pacjenci zrobili listę kolejności, według której od godziny ósmej pielęgniarka wydawała numerki. Wolnych miejsc na zabiegi było tylko 25, a oczekujących w kolejce kilkadziesiąt osób. O godzinie 5:20 lista kolejki była już zamknięta, pozostało tylko czekać do godziny ósmej, na otwarcie rejestracji.
- Skierowanie jest ważne tylko miesiąc, później trzeba je aktualizować. W zeszłym miesiącu nie udało mi się dostać na zabiegi. Dziś przyszłam już przed piątą żeby czekać w kolejce do rejestracji, która rozpoczyna się dopiero o ósmej. Mnie nie stać na prywatne zabiegi u masażysty. Jeden zabieg, którego wymaga moja rehabilitacja kosztuje ok. 100 zł, ja mam tych zabiegów prawie trzydzieści – mówi jedna z pacjentek.
Osoby, które pamiętają czasy stanu wojennego i wielogodzinne stanie z kartkami w kolejkach, do takich sytuacji podchodzą ze stoickim spokojem.
- Jak były kartki, to nie znaczyło, że można było kupić to, co na nich było napisane, np. miało się kartkę na mięso, a mięsa i tak nie było. Z tymi skierowaniami jest podobnie. To takie dzisiejsze kartki. Co z tego, że mam skierowanie, jak nigdzie nie mogę dostać się na rehabilitację. Na Żeromskiego i tak mam szansę na zabiegi w maju. W Centrum Leczenia Ostreoporozy i Rehabilitacji Narządu Ruchu „Osteocyt” na Skłodowskiej Curie zapisy są w czerwcu na lipiec, a w innych centrach szkoda mówić – mówi inna pacjentka.
Żyjemy w demokratycznym państwie. Dzięki wielu znakomitym osobistościom sceny politycznej udało nam się zapomnieć o strasznych czasach komunizmu, kiedy na półkach w sklepie stał jedynie ocet. Niezrozumiałym jest więc dla wielu ludzi dlaczego polska służba zdrowia tak mocno upodobała sobie pielęgnowanie komunistycznych tradycji i wielogodzinnego stania w kolejkach.
- Miało być lepiej w naszym państwie, a jest jeszcze gorzej. Za komuny chociaż szacunek do człowieka był większy. A dziś w kolejkach stoi się tak samo jak kiedyś, za to pacjenta traktuje się jak zło konieczne – mówi jeden z pacjentów.
Odpowiedzialni za taki stan rzeczy podkreślają, że wszystkiemu winne jest kontraktowanie usług z Narodowym Funduszem Zdrowia, zbyt małe w stosunku do potrzeb. NFZ tłumaczy, że na więcej nie ma pieniędzy i kółko zamyka się.